niedziela, 26 sierpnia 2018

"Wiedźmy na gigancie"




4 kobiety, 1 mężczyzna, pies, kot i literacki świat. Autorzy, książki, wydawnictwa, blogerzy i bohaterowie drugoplanowi. Historia, która pewnie w jakimś stopniu ukazuje specyficzne środowisko tego kręgu. Kręgu „wzajemnej adoracji”.

Historia o której mowa w książce „Wiedźmy na gigancie” to opis funkcjonowania środowiska literackiego, w którym na pierwszym miejscu są książki. Książki lepsze i gorsze, jak to najnormaniej w świecie bywa. Co jednym się podoba, drugim nie musi, a o gustach się nie dyskutuje. Każdy ma prawo czytać to, co lubi i chce i w kulturalny sposób wyrażać później na ten temat swoją opinię. Lektura podoba się, lub nie, ale jedno wiem na pewno - ma sprawiać czytelnikowi przyjemność. Miło jest, jeśli wzbudza pozytywne emocje, skłania do refleksji i zadumy. Jak było w moim przypadku? Przeczytajcie tekst do końca.

Bohaterkami książki są 3 kobiety, które pracują i tworzą świetny zespół znanej agencji literackiej TERCET. Wspierane są przez tzw. „sekretarka” – jedynego mężczyznę w tym zespole, który jako jedyny potrafi okiełznać wredne „wiedźmy” jak same siebie określają założycielki swojej agencji. Do zgranej ekipy dołącza w późniejszym czasie nowa dziewczyna, która szybko wkupuje się w łaski wymagających kobiet. W ostatecznym rozrachunku mamy więc 4 kobiety i „sekretarka”. Jeśli dodamy do tego psa i kota, które przewijają się dosyć często w książce – zabawne sytuacje będą gwarantowane. Powstała „idealnie” zgrana i funkcjonująca agencja zajmująca sie promowaniem interesujących książek, która sieje postrach w środowisku autorskim, a w niektórych przypadkach nawet respekt. Dlatego założycielki nazywane są przez siebie same i środowisko literackie „wiedźmami”. Słyną ze swej surowości, rzetelności i pracowitości. Uważają, że najlepiej wykonują swoją pracę, a pozostali nie mają z nimi szans. 

Wszystko układałoby się idealnie i świetnie prosperowało, gdyby nie jeden, natarczywy i mocno upierdliwy dla wiedźm autor. Autor ten wielokrotnie i w bardzo ostentacyjny sposób pragnął za wszelką cenę skupić na sobie uwagę wszystkich. Albo na swoich dziełach, które średnio przypadały do gustu słynnym wszystko „najlepiejwiedzącym” wiedźmom. Wszystkimi możliwymi dostępnymi sposobami początkujący pisarz Adam próbuje przebić się do światka literackiego i stać się „prawdziwą gwiazdą”. Jednak w życiu różnie to bywa, tak więc rozmaite przypadki sprawiają, że jest to dla niego istna droga przez mękę... 

Czy Adamowi uda się „przebić” i osiągnąć swój cel? Do czego będzie zdolny ten niepozorny początkujący autor, mający bardzo wysokie mniemanie o sobie i o tworzonych przez siebie „dziełach”? Jak zniosą to impulsywne wiedźmy, które bardzo cenią sobie uczciwość i wyszukaną literaturę na wysokim poziomie? Jeśli jesteście ciekawi, sprawdźcie to sami i przeczytajcie książkę.

„Wiedźmy na gigancie” to książka, o której zrobiło się głośno przez pewne podejrzenia, że fikcja literacka jest prawdą. Rozpętała się burza w Internecie i na portalach społecznościowych, tym samym robiąc szum wokół tego tytułu.
Mimo, iż na samym wstępie książki autorka napisała, że wszystkie postaci, o których mowa w książce są fikcyjne, to ja po lekturze książki odnoszę trochę inne wrażenie. Nie mnie osądzać i oskarżać, bo nie o to tu chodzi. W środowisku blogerów jestem stosunkowo od niedawna i nie znam relacji, jakie panują w tzw. „literackim światku”. Założyłam bloga z myślą o tym, aby dzielić się moimi wrażeniami na temat książek, które miałam okazję i ochotę przeczytać. Nie mam zamiaru wnikać, kto z kim współpracuje na promocję swoich książek. Śledztwa też robić nie będę bo szkoda mi mojego czasu i mam lepsze rzeczy do roboty. 

Generalnie książka miała być zabawna i satyryczna, jednak ja do połowy lektury miałam mieszane odczucia i niesmak. Podobały mi się niektóre dialogi, a pomysł ukazania rzeczywistości specyficznego środowiska literackiego uznaję za ciekawy i niebanalny. Autorka po części ukazała mroczne strony funkcjonowania tego specyficznego środowiska ze swojego punktu widzenia. Jednak niektóre fragmenty książki wydawały mi się zupełnie nie na miejscu. Pomimo mojego małego jeszcze doświadczenia w blogosferze pewni, teoretycznie fikcyjni bohaterowie bez problemu skojarzyli mi się z prawdziwymi osobami ze światka literackiego. Ale to moje prywatne odczucia. Wiem jednak, że nie tylko ja mam podobne zdanie na ten temat.

Sięgając po tę książkę byłam ciekawa, co zastanę. Po tytule oraz okładce spodziewałam się zupełnie czegoś innego niż miałam okazję przeczytać. W ostatecznym rozrachunku mam mieszane uczucia wobec tej książki. „Wiedźmy na gigancie” jednocześnie podobały mi się i nie podobały. W pierwszej połowie książki pewne skojarzenia, bardzo dobitny opis i naśmiewanie się z osób, które ewidentnie kojarzyły mi się z prawdziwymi osobami wzbudziły we mnie niesmak. Gdy już przez to przebrnęłam to druga połowa książki była dla mnie przyjemniejsza. Myślę jednak, że książka ta może spodobać się tym czytelnikom, którzy chcieliby poznać kulisy funkcjonowania środowiska literackiego z przymrużeniem oka. Lektury książki nie odradzam, ale też nie zachwycam się zbytnio nad nią.

Jeśli macie ochotę to przeczytajcie „Wiedźmy na gigancie”, a po lekturze napiszcie, czy macie podobne odczucia.

środa, 22 sierpnia 2018

"Kobietą być"


„Thank God I’m a woman” („Dziękuję Bogu, że jestem kobietą”) – taki naklejony cytat wisi od dawna na drzwiach mojej szafy. Czy jednak zawsze byłam z tego faktu bardzo zadowolona i za to dziękowałam?

No cóż. Wiem z doświadczenia, że bycie kobietą to bardzo skomplikowana sprawa. Momentami bywa pięknie i bajecznie, lecz przeplatają się przez te chwile łzy, płacz, złość i zgrzytanie zębami. W dwóch słowach – huśtawki nastrojów. 

„Gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień” śpiewała w swojej piosence Kayah. Która z nas nigdy nie miewała myśli, że mężczyznom jest w życiu łatwiej? Pewnie się zdarzało. Bo kobietą być to nie taka prosta sprawa.

Piszę o tym wszystkim dlatego, że miałam przyjemność przeczytać książkę Elizy Żywickiej „Kobietą być”. Książka ta zaintrygowała mnie już od początku. Już sam tytuł jest interesujący i bardzo szeroki, a gdy czytałam kolejne strony tej lektury to miałam wrażenie, że odbywam ciekawą podróż w świat autorki. 

„Kobietą być” to książka nieszablonowa. Różni się od tych standardowych, które tworzą polskie autorki. „Kobietą być” to życiowa i prawdziwa opowieść kobiety z bagażem doświadczeń. Opowieść, której niektóre elementy przytrafiają się na co dzień każdej z nas. Takie scenariusze, które pisze samo życie.
Autorka w swojej książce postanowiła podzielić się z czytelnikami swoją historią. Tym samym spełniła jedno ze swoich marzeń – napisała książkę, którą mamy możliwość przeczytać. 

Eliza Żywicka to doświadczona kobieta, matka dwójki córeczek. W interesujący sposób opisała swoje życie – takim, jakie było i jest. Stworzyła i nakreśliła „role”, jakie odgrywa w życiu i z którymi my, jako czytelniczki możemy się utożsamiać. Bowiem każda z nas pełni w swoim życiu wiele ról – począwszy od tej pierwszej – byciu kobietą. Oprócz tego znajdziemy w książce wskazówki do zastanowienia i przydatne ćwiczenia, które pomogą uporać się z różnymi sytuacjami.
„Kobietą być” to niepowtarzalna historia oparta na doświadczeniach kobiety. To opowieść o byciu kobietą wraz ze wszystkimi jej blaskami i cieniami.

Myślę, że  to dobra i przydatna lektura dla każdej z nas. Wszystke znajdziemy w niej coś dla siebie, a może zobaczymy pewne sytuacje, które i nam się w życiu przydarzyły... Książka pozwala zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad swoim życiem, zachowaniem, emocjami i przeżyciami. Te wszystkie cząstki składają się w dużą układankę i formują nas jako człowieka na przestrzeni naszego życia.

Polecam lekturę wszystkim kobietom, zarówno wkraczającym w dorosłość jak i tym, które są bardziej doświadczone. Panom również polecam książkę – może sięgniecie po nią z ciekawości i dzięki niej poznacie po części opisane w niej odczucia kobiety. 

piątek, 17 sierpnia 2018

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA "Zapomnij o mnie"



Czy da się zapomnieć o przeżyciach i relacjach, które łączyły nas z ukochanymi osobami? Ile jest w stanie znieść człowiek brutalnie doświadczony przez los? Jak o wszystkim zapomnieć?...

Przedpremierowo o uczuciach, namiętności, miłości, przeszłości i przyszłości w najnowszej książce K. N. Haner „Zapomnij o mnie”.

Głównym bohaterem powieści jest Marshall – prawie trzydziestoletni chłopak. Przystojny, tajemniczy, inteligentny. Wydawać by się mogło, że jest w sile wieku i jest w stanie podbić świat. Oprócz fascynujących tatuaży, które zdobią jego ciało z zewnątrz, to nosi wewnątrz coś, co nie daje mu spokojnie żyć...

Jak demony krążą w jego pamięci obrazy z przeszłości. Czy kiedykolwiek coś lub ktoś będzie w stanie zmienić ten stan rzeczy? Dać wiarę we własne siły i podnieść poczucie wartości? Na swojej drodze chłopak spotyka wiele osób. Ludzi wyjątkowych, jak i toksycznych... Może z tego wyniknąć niezła mieszanka wybuchowa! Ale więcej zdradzić nie mogę, gdyż zepsułoby to finalne odczucie i nie byłoby efektu „wow”. :) O wszystkim przekonacie się sami, kiedy sięgniecie po nową książkę K. N. Haner „Zapomnij o mnie”. 

Gdy otrzymałam przedpremierowy egzemplarz recenzencki do swoich rąk do końca nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czytałam powieści Kasi z serii mafijnej i miałam pewien ogląd, w jakim stylu może być utrzymana omawiana dziś książka. Jednak „Zapomnij o mnie” to książka, która należy do gatunku New Adult, czyli ma troszeczkę inną specyfikę niż dotychczasowe powieści autorki. 

Wiecie co? Nie zawiodłam się. Mimo, że książka przeznaczona jest bardziej dla młodzieży to znalazłam w niej elementy, które mi się spodobały. Książka z pewnością trzyma w napięciu do samego końca. Jest bardzo emocjonująca, z nagłymi zwrotami akcji. Czytając nie miałam pewności, jak sytuacja bohaterów ostatecznie się potoczy. Typowałam inne zakończenie tej historii, ale na szczęście pozytywnie się rozczarowałam. 

„Zapomnij o mnie” to książka, która z pewnością zawładnie młodymi sercami i zapadnie w pamięć czytelnikom, którzy szukają zaskakującej i emocjonującej  powieści.

wtorek, 14 sierpnia 2018

"Wszystko, czego pragnęliśmy"



Luksus, obrzydliwie duże sumy pieniędzy, eleganckie wnętrza, bogate dzielnice kontra średnio zamożne domki jednorodzinne, niższy standard życia, pieniądze wypracowane ciężkim wysiłkiem. W tym wszystkim są ludzie. Ich rodziny, historie, a co najważniejsze – uczucia, emocje i ich człowieczeństwo.

Kto nigdy nie marzył o cudownym życiu, dosłownie „mlekiem i miodem płynącym”? Pewnie większość z nas nie raz i nie dwa miewała tego typu myśli: „Jak to byłoby dobrze, gdybym mieszkała/mieszkał w swoim pięknym mieszkaniu/domu”, „Kupiłabym/kupiłbym sobie wszystko, o czym marzę”. Kto nigdy nie zaznał w swoim życiu luksusu i nie spał „na pieniądzach” wie, o czym mówię. Jednak czy majątek i pieniądze zawsze dają niekończące się szczęście? Szczerze w to wątpię. Z wielu zasłyszanych historii często zdarzało się, że ludziom pławiącym się w luskusie i mającym dosłownie wszystko w pewnym momencie jednak czegoś brakowało. Czego, skoro mięli przecież wszystko, czego pragnęli?

„Wszystko, czego pragnęliśmy” to najbardziej rewelacyjna i interesująca książka, jaką przeczytałam w ostatnim czasie. To opowieść o blaskach i cieniach rodzicielstwa, trudach wychowania młodych ludzi przez rodziców wywodzących się z różnych miejsc i posiadających skrajnie różne stany konta. O okrucieństwie młodych ludzi wobec siebie, o niezrozumieniu, kłamstwach i „cywilnej” odwadze. Wreszczie, i co najważniejsze – to książka, która ukazuje emocje różnych bohaterów. Dorosłych i młodych bogatych mężczyzn, zwykłych – niezwykłych robotników, rozpieszczone dzieci bogatych rodziców, nastolatków ze średniej klasy społecznej pragnących dorównać tym „lepszym” w ich mniemaniu oraz kobiet, których jedynym zajęciem są przechadzki do klubów przeznaczonych tylko dla VIPów oraz rozsyłanie w świat plotek. Osób, które w prawdziwym życiu sami znamy, lub mamy okazję zobaczyć na ulicy. 

O różnorodności w szerokim tego słowa znaczeniu, hejcie, dyskryminacji, wykorzystywaniu seksualnym kobiet i przemocy fizycznej jak i psychicznej wobec nich. Jest jednak światełko nadziei w tym wszystkim... Ale to wszystko zależy właśnie od ludzi. To opowieść poruszająca problemy naszych dziwnych, technologicznych czasów. Zawiera w sobie wszystko, co moim zdaniem dobra lektura zawierać powinna. Ciekawą i wartościową historię, język i budowanie narastającej w miarę czytania akcji. Ja osobiście jestem zachwycona.
Jest to pierwsza książka Emily Giffin, którą miałam przyjemność przeczytać. I na pewno nie ostatnia. 

Gorąco zachęcam do lektury. Mogę Was zapewnić, że będziecie zadowoleni z tego wyboru.

środa, 8 sierpnia 2018

Słowa wielkiej (u)wagi - o hejcie w sieci na podstawie książki "Wszystko, czego pragnęliśmy"


„Nie czyń drugiemu, co Tobie nie miłe” – mówi znane, Polskie przysłowie. Ile razy zdarzyło się, że ktoś wtykał nos w nie swoje sprawy i zbyt mocno ingerował w Twoją prywatność? Pół biedy, jeżeli grzecznie odpuścił. Problem zaczyna się, gdy w świat pójdzie fałszywa informacja, która krzywdzi Twoje dobre imię. W XXI wieku, w erze wspaniale rozwijającego się świata technologicznego zhejtować kogoś jest równie łatwo, co wyjść do sklepu po świeże bułeczki. Skala ta poraża swoim zasięgiem, ale niestety taka jest prawda. Piszę o tym dlatego, że 1.08.2018 roku nakładem Wydawnictwa Otwartego swoją premierę miała książka Emily Giffin „Wszystko, czego pragnęliśmy”. https://goo.gl/JKdSpr

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego i Natalii ze strony „Książkowe Kocha, Nie Kocha” miałam przyjemność otrzymać egzemplarz recenzencki do stworzenia dzisiejszego wpisu na blogu. Emily Giffin w swej najnowszej powieści porusza ważne, a zarazem złożone tematy, które są coraz bardziej aktualne. W powieści mamy więc wiele wątków. Są to: wątek rasizmu, przemocy wobec kobiet, przedmiotowego traktowania kobiet, alkoholizmu oraz hejtu w sieci. Do jednego z nich, a mianowicie tego ostatniego postaram się dzisiaj ustosunkować i poświęcić czas. Temat jak najbardziej „na topie”, bo niestety coraz częściej możemy spotkać się z tym nieprzyjemnym zjawiskiem. Z badań na świecie wynika, że pewna część populacji ludzi na świecie w swoim życiu doświadczyła na własnej skórze omawianych dziś spraw. Reszta populacji, która miała to szczęście uchronić się przed nimi przynajmniej o nich wiedziała ze „słyszenia”. Cieszę się, że Emily Giffin podjęła się w swej najnowszej powieści tych tematów i w sposób przystępny i skłaniający do refleksji przedstawiła je w formie historii głównych bohaterów.

Hejt w sieci – z czym Wam się kojarzy? Mi na pierwszą myśl przychodzą gorzkie, szydercze i prześmiewcze słowa atakujące drugiego człowieka. W przeważającej większości są to słowa bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe. Słowa, które ranią. Słowa, które mogą doprowadzić do czarnej rozpaczy i najbardziej dramatycznych decyzji człowieka, po drugiej stronie ekranu komputera, tableta czy smartfona. Tak, za tymi technologicznymi przedmiotami kryje się człowiek! Człowiek, który jest wrażliwy. Człowiek, który ma swoje uczucia. Człowiek, który być może okazać się silną psychicznie jednostką, albo wręcz przeciwnie... Bardzo łatwo jest ocenić i zaszufladkować człowieka na podstawie jego wyglądu, zachowania czy wyrwanej z kontekstu sytuacji. Bo ten, który ma kolczyk w nosie i irokeza jest na pewno satanistą. Dwóch przyjaciół, którzy razem idą na miasto i spędzają wspólnie czas to na 100% geje. Kobieta, która stanowczo zwraca uwagę krzyczącemu na ulicy i wyrywającemu się dziecku to bez wątpliwości jakaś wyrodna matka lub opiekunka. Prawda? Pewnie nie raz, nie dwa każdemu z nas zdarzyło się w swoim życiu niesprawiedliwie kogoś ocenić. Później stukaliśmy się w głowę i zastanawialiśmy: „Jak ja mogłam/mogłem tak o niej/nim tak pomyśleć...”, „Jak mogłem/mogłam jej/jemu to zrobić... Przecież on nie jest niczemu winny”. Bardzo dobrze, jeżeli takie myśli się pojawiły. Oznacza to tyle, że zachowały się w nas jeszcze resztki człowieczeństwa, ludzkich uczuć i empatii w stosunku do drogiej osoby. Gorzej jest, jeśli w ruch pójdą smartfony. A przepowiednią totalnej katastrofy jest, kiedy to urządzenie trafi w niepowołane ręce, z małym rozumkiem w głowie. 

Przypadkowi odbiorcy, nie mający swojego, prywatnego życia i szukający sensacji są bardzo dobrze zaznajomieni w temacie hejtu. Nie zważają na konsekwencje, bez wiedzy osób zainteresowanych pstrykną zdjęcie lub dwa, nakręcą filmik i wrzucą do krainy zwanej Internetem. Wtedy już wszystko pójdzie lawinowo. Głodne hieny i sępy, z żądzą „rozlewu krwi”, a może bardziej żółci nie powstrzymają się przed niczym. Widzą tylko swoje racje, oczerniając w Internecie swoją ofiarę podnoszą tym samym swoją samoocenę. Jednak czy samoocena hejtującego jest wysoka? Jeżeli w rzeczywistości tak by było, hejter nie zajmowałby się takimi sprawami jak wstawianie skandalicznych zdjęć często nadszarpując nimi wizerunek konkretnego człowieka oraz wypisywaniem komentarzy na portalach społecznościowych i nakręcaniem na sensację coraz to większej ilości ludzi. Hejterami są osoby, którym po prostu brak zajęcia i nie mają co ze sobą robić. Lubią uprzykrzać komuś życie, żeby samemu poczuć się lepiej. Co nimi kieruje oprócz niskiej samooceny? Może zazdrość?

W najnowszej książce Emily Giffin wątek hejtu w sieci obraca się właśnie wokół dwójki młodych bohaterów. Jeden z nich pochodzi z „dobrego domu”, uczęszcza do prestiżowej szkoły, jest znany wśród kolegów i koleżanek. Te ostatnie wiele by dały, aby móc spędzić z nim czas... Drugi bohater, a właściwie bohaterka, wokół której wszystko się rozgrywa jest dziewczyną o niższej klasie społecznej niż reprezentuje jej przeciwnik. Dodatkową cechą wyrózniającą jest jej egzotyczna uroda, która przyciąga uwagę rówieśników. Jak to bywa młodzieńcze lata są burzliwe, a dzieciaki muszą się przecież kiedyś „wyszaleć”. Chęć wpasowania się do „towarzystwa”, imprezy, głośna muzyka, duże ilości alkoholu, narkotyki, seks... Nagle film się urywa i nie wiadomo, jaki mamy dzień tygodnia, porę dnia i właściwie co tutaj robimy. Jest jeszcze gorzej, kiedy nie zdajemy sobie sprawy, co się wydarzyło oraz żyjemy w nieświadomości, że ktoś już wykorzystał to przeciwko nam. Tak było w przypadku jednego z bohaterów książki „Wszystko, czego pragnęliśmy”. Zdjęcie ukazujące to, co nie powinno ujrzeć światła dziennego, dwuznaczna poza i bulwersujący komentarz dopełniający całość. Możecie się domyślić, czy chodzi tu o chłopaka, czy dziewczynę. Wszystko to połączone w całość może doprowadzić do nieuniknionej katastrofy i przekreślić świetlistą przyszłość bohaterów... Czemu więc do tego doszło? Z powodu zaimponowania swoim znajomym? Chęci pogrążenia kogoś, kto wyróżnia się z tłumu swoją urodą i przez to odstaje od innych? Chęci zabawy i polepszenia sobie i reszcie, którzy mają z tego frajdę nastroju? Pokazania swojego wyższego statusu społecznego? A może zademonstrowania swojej siły i władzy? Przekonacie się o tym sami sięgając właśnie po najnowszą książkę Emily Giffin. 

Zjawisko hejtu w sieci jest tematem znanym młodszej części społeczności. Kto jak kto, ale to właśnie ludzie młodzi sami nawzajem potrafią być dla siebie najbardziej okrutni. Mają łatwy dostęp do różnych narzędzi, dzięki którym mogą w prosty sposób wbić przysłowiową szpilę lub nóż w plecy. I święcie uważają, że są bezkarni. Starsze pokolenie być może nie orientuje się zbyt dokładnie w tym temacie, jednak coraz częściej słyszy się w mediach o takich sprawach. Słowo przeciw słowu. Wydawałoby się, że to przecież tylko słowa. Puste słowa. Wypowiedziane albo napisane w sieci. Przecież słowa nikomu nie zaszkodzą, krzywdy nie zrobią. Takie myślenie jest bardzo mylne. Można zrobić komuś krzywdę fizyczną, która jest równie krzywdząca i ma taką samą siłę co krzywda słowna. Hejterzy być może nie zdają sobie z tego sprawy, lub może po prostu bardziej nie chcą... Niestety sytuacje takie dzieją się na świecie coraz zęściej, na zastraszająco dużą skalę. Przytoczę tutaj słowa piosenki słynnego Czesława Niemena, który w piosence pt.: „Dziwny jest ten świat” śpiewa: „A jednak często jest, że ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem”.

Jak już wspomniałam na początku piszę o tym dlatego, że hejt w sieci jest jednym z wielu trudnych tematów podjętych w książce Emily Giffin „Wszystko, czego pragnęliśmy”. Osobiście cieszę się, że autorka podjęła trud i stworzyła historię bądź co bądź z życia wziętą. Historię, dzięki której może niektórzy ludzie dwa razy pomyślą zanim zrobią coś, czego sami będą żałować. Lektura tej książki z pewnością Was poruszy.  Emocje zagwarantowane - od pozytywnych po te bardziej smutne i skłaniające do myślenia i refleksji. Ale właśnie o to chodzi, żeby głośno mówić o ważnych sprawach, które dotyczą nas lub osób z naszego najbliższego otoczenia. Może po lekturze tej książki hejterzy zrozumieją, że wrzucając do Internetu gorszące zdjęcie swojej koleżanki, kolegi czy obcej osoby z ulicy i pisząc nieprzyzwoity komentarz wyrządzają krzywdę osobie, której to dotyczy. Krzywdę, która na długo może pozostać wyryta w pamięci ofiary i którą bardzo ciężko będzie wymazać.

Mam nadzieję, że mój dzisiejszy wpis zachęci Was do przeczytania książki Emily Giffin „Wszystko, czego pragnęliśmy”. Mogę Wam powiedzieć, że nie będziecie się nudzić przy tej lekturze, a na wiele spraw spojrzycie inaczej. Takie historie warto czytać by nie stać się znieczulonym na przykre rzeczy. Sytuacje, które mogą spotkać kogoś z otoczenia lub dotknąć osobiście nas samych. Nieważne, czy jesteś obrzydliwie bogaty, czy żyjesz na średnim choć nie zgorszym poziomie życia. Nieważne, czy masz urodę skandynawską, słowiańską czy śródziemnomorską. Hejt w sieci moze dotknąć każdego, bez wyjątku na jego pozycję społeczną. I niezależnie od pochodzenia, urody i statusu przecież każdy pragnie życia w spokoju. Każdy pragnie być akceptowany i mieć nieskazitelny wizerunek. Czy jeden, głupi wybryk hejtera musi to wszystko przekreślić?

 A Wy, jakie macie zdanie o hejcie w sieci? Co sądzicie na temat tego zjawiska, jakie uczucia w Was to zbudza? Zachęcam do dyskusji na blogu oraz fanpage i podzielenia się wrażeniami po lekturze!

„Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze”, Kot Nieteraz

, Tytuł książki: „Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze” Autor: Kot Nieteraz Kategoria: Poradnik, satyra Data ...