sobota, 28 grudnia 2019

"EGO Największa przeszkoda w leczeniu 5 ran", Lise Bourbeau



Tytuł książki: „EGO Największa przeszkoda w leczeniu 5 ran”
Autor: Lise Bourbeau
Data wydania: 2019
Okładka: miękka
Liczba stron: 228
Wydawnictwo: Kos


„Nasza dusza cierpi na różne sposoby w zależności od tego, jaka rana jest aktywowana. Najsmutniejszą rzeczą jest to, że dajemy przekonać się naszemu ego, że jest pomocne w niwelowaniu cierpień, podczas gdy jest zupełnie na odwrót.”

Czym jest ego i tytułowe rany, o których pisze autorka książki „Ego Największa przeszkoda w leczeniu 5 ran”? Jak mówi definicja ego to „jedna z trzech struktur osobowości w modelu psychoanalitycznym”[1]. Mówiąc prościej ego to po prostu „ja” każdego z nas, czyli indywidualne procesy poznawcze, które regulują nasze wybory, decyzje i zachowania.  Ego to nasza osobowość, styl bycia, charakter. Niektórzy mają mniej lub bardziej rozwinięte ego, co bardzo widać w niektórych przypadkach. Ale czy to krzykliwe ego niektórych ludzi jest oznaką ich pewności siebie, czy wręcz przeciwnie – manifestem słabości, których nie chcą ujawniać? To wszystko jest nieco skomplikowane,  a z pomocą może przyjść kolejna książka psychologiczna. Tym razem miałam okazję przeczytać książkę autorstwa Lise Bourbeau – autorki ponad 14 książek i założycielki jednej z największych szkół rozwoju osobistego w Kanadzie. Czy książka „EGO Największa przeszkoda w leczeniu 5 ran” okazała się dla mnie cenną wskazówką i dobrą lekturą?

„Być sobą, to WIEDZIEĆ, czego się chce, to czuć, co jest dla nas korzystne, nawet jeśli inni nie pochwalają naszych wyborów.”

Ilu ludzi, tyle historii. Każdy ma swoją przeszłość, która ukształtowała charakter, osobowość, styl bycia no i oczywiście ego. Różnimy się od siebie – można wyróżnić podstawowy podział na ludzi śmiałych i tych bardziej skrytych. Ci śmiali są przeważnie głośni, krzykliwi, dominujący w grupach społecznych, nie boją się wyrażać otwarcie swojego zdania. Ci bardziej skryci wolą być na uboczu, swoje myśli, często trafne wolą zachować dla siebie, nie wyróżniają się z tłumu, są raczej skromni i wycofani. I to jest w porządku. Świat byłby nudny, gdyby wszyscy byli tacy sami. Dzięki takim różnicom zachowana jest równowaga w przyrodzie i zdrowy rozsądek. Idąc typ tropem można więc stwierdzić, że ego każdego człowieka jest zupełnie inne. Wpływ na to ma właśnie charakter, osobowość, która kształtuje się w procesie dorastania człowieka. Niektórzy mają bardzo silne i dosadne ego, które głośno manifestują mówiąc tym samym: „Patrzcie na mnie, jaki jestem silny, piękny i mam zawsze rację”. Inni z kolei pokazują: „Dlaczego to wszystko przytrafia się własnie mi? Dlaczego to ja mam zawsze takiego pecha w życiu?”. Na pewno każdy z nas zna takie przypadki ze swojego otoczenia. Jak funkcjonować w tym świecie, w którym głośne i dominujące osobowości są bardziej lubiane, akceptowane? Jak radzić sobie, by nie szkodzić innym, i samemu sobie?

„Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałby świat, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, mieli te same zachowania i poglądy, gdyby wszyscy wierzyli w to samo pojęcie dobra i zła? Taki świat byłby bardzo monotonny, nie sądzisz? Co więcej, nie mielibyśmy żadnej okazji, by zweryfikować stopień prawdziwej miłości i zdolności do wzajemnej akceptacji.”

Lise Bourbeau w swojej książce bardzo koncentruje się na pojęciu ego, na tym, jak to ego potrafi zawładnąć myślami i czynami człowieka. Autorka porusza temat pięciu ran człowieka, jakimi są: upokorzenie, porzucenie, zdrada, niesprawiedliwość i odrzucenie. Autorka opisuje różne warianty tych ran, podaje przykłady powstania tychże ran i ich skutków dla człowieka. Na początku lektury tej książki to wszystko wydawało mi się dosyć proste, ale idąc dalej miałam poczucie, że coraz bardziej się gubię w tym, co napisała autorka. Mam wrażenie, że moja głowa momentami nie obejmowała tych wszystkich psychologicznych teorii i im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej miałam poczucie zagubienia. Szczerze mówiąc to spodziewałam się czegoś innego po tej książce. Niestety, dostałam dużo teorii, która raczej nic nie wniosła do mojego życia i pewnie również go w cudowny sposób nie odmieni, a jedynie mogłam poczytać o różnych wariantach zachowań i słów, których używamy wobec innych ludzi i które słyszymy od innych. Czy lektura jest ciekawa? Dla mnie niestety nie. Dodam jeszcze, że ta książka to kontynuacja bestsellera tejże autorki „Bądź sobą – wylecz swoje 5 ran”. Po lekturze książki „EGO” mogę powiedzieć, że na pewno nie sięgnę po inne książki tej autorki. Zapowiadało się dobrze, a w mojej opinii wyszło słabo. Jak dla mnie w tej książce za dużo jest powtarzających się i trudnych treści, które – przynajmniej mi – sporo mieszały w głowie, zamiast to wszystko uporządkować. W trakcie lektury niestety czułam się znudzona i nieco przytłoczona - zdecydowanie nie miałam ochoty zagłębiać się w to wszystko. Książka nie uporządkowała mojej wiedzy dzięki zawartych w niej treści. Jedynym plusem jest kilka myśli, które trafnie opisują rzeczywistość i ludzi, ale to zbyt mało żebym mogła uznać tę książkę za wartościową.

Za możliwość lektury dziękuję Dominice ze strony Nasz Książkowir oraz wydawnictwu KOS.




[1] Wikipedia

poniedziałek, 23 grudnia 2019

"Spełnione życzenia", Karolina Wilczyńska


Tytuł książki: „Spełnione życzenia”
Autor: Karolina Wilczyńska
Data wydania: 31.10.2018
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 271
Wydawnictwo: Czwarta Strona

Jeden dzień dzieli nas od wigilii Bożego Narodzenia. Świąteczny czas to magiczny czas. Każdy z nas w tym okresie ma jakąś większą wiarę i nadzieję na spełnienie swoich marzeń i życzeń. A jakiego rodzaju są to życzenia? O zdrowie dla siebie i bliskich, o radość, szczęście, pieniądze, dostatnie życie, spełnienie marzeń, realizację celów, dobre wyniki na polu zawodowym i ułożenie prywatnych spraw. Czy wszystkie te życzenia mają jednakową wagę? Można by stwierdzić, że tak, chociaż jakby tak wdać się w szczegóły to można je podzielić na życzenia w sferze duchowej i materialnej. Bezcenne są te życzenia o zdrowie dla bliskich, o wiarę w lepsze jutro. Materialne rzeczy łatwo jest nabyć, ale czy one są w życiu ważne? Czasami wypowiadane na głos życzenia mają wielką moc i nigdy nie wiadomo, kiedy się mogą spełnić. Gorzej, jeśli wypowiadamy słowa, które ranią, lub dla żartu, a które mogą zaszkodzić drugiemu człowiekowi lub nam osobiście. Co, jeśli wypowiadane słowa są złe i nie widzimy otaczającego dobra wokół nas na co dzień? Zapraszam na moją opinię bardzo wzruszającej i dającej do myślenia książki Karoliny Wilczyńskiej „Spełnione życzenia”. 

 „Tutaj wszyscy myślą o prezentach, a całkiem niedaleko umiera człowiek. To nie jest sprawiedliwe – pomyślała ze złością. Tylko do kogo można mieć pretensji, w takiej chwili? Przecież to niczyja wina, że Bartek jest chory.
I czy można mieć żal do ludzi, którzy po prostu cieszą się swoim szczęśliwym Bożym Narodzeniem? Życie nie doświadcza nas sprawiedliwie i trzeba się
z tym pogodzić. Chociaż często nie jest to łatwe.”

Akcja powieści toczy się w ciągu jednego dnia – jest nim wigilia od godziny 8:00 do 20:00. Poznajemy cały wachlarz bohaterów, którzy różnią się od siebie w sposobie życia, postawie do ludzi i świata i priorytetami. Każdy z nich o czymś marzy, każdy gdzieś się spieszy, nieustannie pędzi, niektórzy z nich bardzo ciężko pracują, niektórzy martwią się tylko o siebie, a jeszcze dbają o swoich najbliższych, lecz zapominają o sobie. Samo życie – ze wszystkimi cieniami i blaskami. Ilu ludzi tyle filozofii życia. Każdy z bohaterów powieści jest inny, ale czy wyjątkowy? Czy wyjątkowość przejawia się w alkoholizmie i zaspokajaniu swoich potrzeb? Chyba nie do końca o to chodzi. Niektóre z postaci w książce są odstępstwami od wyjątkowości. Ale wśród tych różnych jak kameleony bohaterów mamy też perełki, które interesują się losem człowieka, który ma w życiu gorzej od nich samych. W tym całym pędzie zwariowanego wigilijnego dnia, który powinien być dniem cudów pojawiają się radość i łzy zarazem, miłość i zdrada, zbrodnia i kara, a może bardziej jej brak? W tym wyjątkowym dniu obok bohaterów pojawia się od czasu do czasu mała dziewczynka, która wzbudza spore zainteresowanie bohaterów powieści. Tylko, czy to zainteresowanie jest na tyle wystarczające, by jej pomóc? Czy bohaterowie wyciągną pomocną dłoń do tajemniczej dziewczynki, czy raczej nie będą chcieli widzieć tego, co zobaczyli?

Mimo uroczej okładki z twarzyczką dziewczynki w przebraniu aniołka, książka zdecydowanie nie jest słodką opowiastką. Wręcz przeciwnie – chyba jeszcze nigdy nie czytałam takiej książki świątecznej, w której dzieje się sporo smutnych rzeczy, a autorka porusza dosyć trudne tematy jak na powieść w klimacie świątecznym. Przeważnie książki świąteczne mają to do siebie, że owszem wzruszają i skłaniają do przemyśleń, ale ta książka zdecydowanie wyróżnia się spośród innych. Ma w sobie elementy, które poruszają do głębi, sprawia, że wiele łez kręci się w oczach, a niektóre momenty wręcz wzbudzają złość w stosunku do postawy i zachowania bohaterów powieści. Człowiek uświadamia sobie, że przecież ci bohaterowie, stworzeni na wzór realnych ludzi istnieją gdzieś na świecie naprawdę, a nawet często można usłyszeć o niechlubnych wybrykach niektórych z nich. Ta książka jest bardzo realistyczna, nie ma tutaj mowy o bujaniu w obłokach – to samo życie, które mimo świątecznego klimatu nie zawsze pisze scenariusze z dobrym zakończeniem. Ktoś musi cierpieć, aby ktoś inny mógł być szczęśliwy. Ktoś nie widzi swojego złego postępowania i nie przejmuje się nikim, ani niczym dookoła. Zdecydowanie można stwierdzić, że jest to bardzo smutne, ale niestety często prawdziwe.

Sama lektura książki poszła mi błyskawicznie, a to pewnie za sprawą umiejętnego pióra autorki, która stworzyła niezwykłą powieść z przesłaniem. Autorka uwrażliwia na wiele aspektów życia człowieka, uwrażliwia na krzywdę drugiego człowieka, a jednocześnie ukazuje mroczne strony człowieczeństwa, które z klapkami na oczach dąży do „trupach do celu” i bardzo często nie dostrzega tego, co ważne. Jestem lekko zaszokowana tą książką, ale jest to pozytywny szok. „Spełnione życzenia” to dla mnie na chwilę obecną najlepsza ze wszystkich świątecznych książek, które do tej pory czytałam. Książka zdecydowanie zapada w pamięć i sprawia, że po lekturze myśli się o wszystkich wydarzeniach i bohaterach, którzy przewijali się na kartach powieści. Chwyta za serce, wywołuje wzruszenie, czasem złość i bezradność, a czasem małą iskierkę nadziei. 

„Spełnione życzenia” to wyjątkowa książka, która ukazuje różne oblicza człowieka. Wyjątkowa, niezwyczajna, choć o zwykłych ludziach, których na co dzień mijamy przechodząc po szarych chodnikach miast. Czasem wystarczy na chwilę się zatrzymać , by dostrzec drugiego człowieka w potrzebie. 

Polecam z całego serca lekturę książki – warto ją mieć w swojej biblioteczce!

czwartek, 19 grudnia 2019

"Magia grudniowej nocy", Gabriela Gargaś



Tytuł książki: „Magia grudniowej nocy”
Autor: Gabriela Gargaś
Data wydania: 31.10.2018
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Czwarta Strona

„Kiedy wyglądam jak milion dolców i czuję się piękna, radosna, nie spotykam nikogo znajomego. Nikogusieńko. A kiedy przemykam między domami nieuczesana, z czerwonym nochalem, nieumalowana… bach, wszyscy znajomi po drodze.”

Wyobraźcie sobie sielskie i spokojne miejsce, w otoczeniu bieszczadzkich górskich szczytów, drewnianych domków, zapachu domowych ciast i aromatu ciepłej czekolady. Czy to sen? Nie! Takie miejsca naprawdę na świecie istnieją. Podobnie jak w cudownej książce Gabrieli Gargaś „Magia grudniowej nocy”. To, że grudzień jest wyjątkowy jest niezaprzeczalnym faktem. Ludzie w tym okresie, choć trochę nerwowi, bo popędzani goniącym czasem i piętrzącymi się obowiązkami, są dla siebie jakby bardziej życzliwi i dobrzy. Czy to wigilijne cuda? A jakże! To „Magia grudniowej nocy”, która potrafi sprawić, że nawet najbardziej skamieniałe serca w końcu zaczytaną się zmiękczać. Zapraszam Was w podróż do Złotkowa, gdzie znów spotkamy się z lubianymi bohaterami pierwszej części książki Gabrieli Gargaś. Zapraszam do odwiedzenia wyjątkowych „Cynamonowych serc” w książce „Magia grudniowej nocy”.

„ (…) nieraz w pogoni za prezentami tracimy z oczu cenniejsze rzeczy, diamenty codzienności, które dostajemy w darze. Ludzie kolekcjonują rzeczy materialne, tyle że na koniec okazuje się, że ich worek wypełniony jest kamieniami.”

Bohaterami, a właściwie w większości bohaterkami powieści są znane z pierwszej części książki postaci. Spotykamy się znów w niedużym miasteczku o nazwie Złotkowo, w którym mieszka sympatyczna Miśka, Bartek – młodszy brat Miśki i ukochana i energiczna babcia Zosia. Jak pamiętamy z pierwszej części powieści los nie był zbyt przychylny dla tej trójki. Miśka musiała szybko dojrzeć i wcielić się w rolę mamy dla swojego brata. Po różnych perypetiach wydawać by się mogło, że w końcu w ich życiu wszystko ułoży się jak należy. Ale jak wiemy życie to nie bajka, a raczej walka o przetrwanie, a los na każdym kroku potrafi płatać figle. Miśka niebawem sama zostanie mamą, działa na pełnych obrotach nadzorując funkcjonowanie pensjonatu, lecz w tym wszystkim brakuje jej najważniejszego elementu, czyli Przemka, ojca jej nienarodzonego dziecka, z którym ma trochę skomplikowane relacje. Bartek spędza dużo czasu z koleżanką Mary Ann, a babcia Zosia w dalszym ciągu piecze domowe wypieki jak szalona, wspiera dobrym słowem swoich najbliższych i coraz częściej widuje się z panem Wincentym. Dodatkowo historia pewnego, tajemniczego dworku, który planuje kupić jedna z postaci sprawia, że wzruszenie sięgnęło u mnie zenitu.

”To tak przekornie jest świat skonstruowany. Kiedy dzieci są małe, to człowiek chce, by jak najszybciej dorosły, by nie były nieustannie uczepione naszej nogi. A kiedy osiągną pewien wiek, pragnęlibyśmy, by one nas bardziej potrzebowały.”

Pierwsza część książki – „Wieczór taki jak ten” podobał mi się, ale jak dla mnie nie było fajerwerków i nie czułam wyjątkowości lektury. Natomiast po lekturze drugiej części, czyli „Magia grudniowej nocy” mogę powiedzieć, że książka bardzo przypadła mi do gustu. Książkę odbieram bardzo pozytywnie, a to chyba za sprawą dużego efektu ciepła całej powieści, ciepła bijącego od bohaterek na każdym kroku, dobrego humoru, zabawnych dialogów i mnogości cytatów, które są niezwykle trafne – jedne wzruszają, inne bawią, a jeszcze inne skłaniają do myślenia. Sama byłam w szoku, że co chwila muszę zaznaczać poszczególne strony w książce. Kilka z tych cytatów, które sobie zaznaczyłam w trakcie czytania dodałam w moim wpisie – przyznajcie sami, że są cudne!

„A może każdy z nas po prostu musi się sparzyć, popełnić masę błędów, żeby się przekonać, że czasami niektórych rzeczy nie warto robić, przeżywać?”

„Magia grudniowej nocy” uświadamia, po co te wszystkie przygotowania do świąt, ta cała „nerwówka” i gorączka przedświąteczna. Sami przyznajcie, że czasami macie dosyć, chcielibyście rzucić to wszystko w kąt i zapomnieć. A jednak cały w tym urok, właśnie w tym gwarze przygotowań, zapachu potraw, godzinach  spędzonych w kuchni, małych spięciach, by w przyszłości mieć co wspominać. A dobre i radosne wspomnienia to więcej niż najdroższe prezenty tego świata. Chyba o to w tym wszystkim chodzi – żeby stworzyć sobie własną magię grudniowej nocy. Każdy pod nazwą magii może widzieć coś innego.

„Każdy z nas jest inny, i to jest piękne. Piękno jest w każdym człowieku, głęboko w to wierzę. Że każdy z nas ma taką strunę, która ślicznie zagra, jeśli ją odpowiednio poruszymy.”

Moim zdaniem książka jest rewelacyjna – bawi, wzrusza, skłania do przemyśleń. Ta książka ma wszystkie cechy dobrej powieści świątecznej, której lektura jest miłą przyjemnością. Iście magiczna, niezbyt przerysowana – taka dobra i swojska powieść, w której znajdziecie magię nadchodzących świąt, poczujecie w powietrzu zapach aromatycznych ciast i zostaniecie obdarzeni dobrą energią dzięki Miśce, Bartkowi i babci Zosi.

„Zawsze, kiedy gdzieś gonię, a nie mam już sił, odpowiadam sobie na pytanie: „Co, jeśli nie zdążę?” I wiesz co? Nic. Właśnie o to chodzi, że nic się nie stanie. Bo świat się nie zawali.”

Polecam Wam „Magię grudniowej nocy” – to książka, która rozgrzeje w zimny, grudniowy dzień, wzruszy, rozbawi i doda pozytywnej energii do działania.

„To jest ten czas. Jej ukochany czas, kiedy ogarnia ją szaleństwo. Niektórzy zwykli pytać: „Czy warto dla tych kilku dni tyle robić?” A ona zawsze odpowiada, że warto. Bo dla tych kilu dni w swoim życiu warto tak naprawdę żyć. Dla narodzin swoich dzieci, dla ślubu z ukochaną osobą, dla świętowania sukcesu, dla świątecznych dni. Te dni będziemy potem wspominać ze wzruszeniem. Nie te, w których jesteśmy zawiedzeni, smutni, że coś nam nie wyszło, ale te, które miały dla nas właśnie takie znaczenie!”

niedziela, 15 grudnia 2019

"Iskierka nadziei", Anna Szczęsna



Tytuł książki: „Iskierka nadziei”
Autor: Anna Szczęsna
Data wydania: 13.11.2019
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 366
Wydawnictwo: Kobiece


Święta za pasem – do wigilii zostały niecałe dwa tygodnie. Pewnie większość z Was nie może się doczekać tych wyjątkowych dni. W końcu to czas wyjazdów, spotkań rodzinnych, a więc czas radości, życzliwości i dobroci w magicznej atmosferze. Chyba nie znam osoby, która chciałaby samotnie spędzać święta. Jesteśmy stworzeniami społecznymi, stadnymi i przeważnie szukamy obecności drugiego człowieka. Owszem, czasem samotność jest dobra, ale ta krótkotrwała, gdy potrzebujemy chwili tylko dla siebie na spożytkowanie jej tak, jak my lubimy, w odosobnieniu od innych. Czasami jest to nawet wskazane dla ogólnego samopoczucia i zdrowia, ale samotność na dłuższą metę działa na naszą niekorzyść i jest smutna, szczególnie w ten świąteczny czas. Jak spędzili święta bohaterowie książki „Iskierka nadziei”? Czy byli samotni, czy wręcz przeciwnie? Zapraszam na moją opinię.

„Po co ta walka, codzienne zmaganie się z rzeczywistością? Była starą, nikomu niepotrzebną kobietą. Myślała tak, aż pojawił się ten chłopiec. Ta krótka wizyta podniosła ją na duchu. Może jeszcze jest na tym świecie jakaś iskierka dobra?”

Tomek to chłopiec mieszkający w niewielkim mieszkanku w bloku ze swoją ukochaną mamą Moniką. Mama i syn mogą cieszyć się naprawdę dobrymi relacjami – można powiedzieć, że są prawie wzorowe. Spokojny i grzeczny syn, czasami może zbyt grzeczny pomaga swojej mamie w pracach domowych, to znaczy gotuje obiady, sprząta w domu i w ogóle nie sprawia trudności wychowawczych. Monika pracuje od świtu do nocy, chcąc zapewnić dobrą przyszłość synowi i powoli zatraca się w tym, co robi. Z powodu tej intensywnej pracy ma duże wyrzuty sumienia, że nie poświęca wystarczająco dużo czasu Tomkowi. Tomek jednak nie narzeka – chodzi do szkoły, odrabia lekcje i rozumie, dlaczego mamy nie ma w domu. Często spędza popołudnia i wieczory sam, ale nie w głowie mu niepoważne zabawy i figle. Tomek jest inny niż jego rówieśnicy – obserwuje przyrodę, uwielbia oglądać zwierzęta i czytać książki o tematyce przyrodniczej. Tomek jest wyjątkowo wrażliwym i dobrym chłopcem.

Pewnego dnia życie Tomka diametralnie się zmienia – podczas drogi powrotnej ze szkoły trafia z kolegami do ogródków działkowych. Koledzy Tomka wpadają na nieodpowiedzialny pomysł rozpalenia ogniska, do którego Tomek jednak ich zniechęca. Podczas ucieczki z ogródków Tomek przewraca się i doznaje małego wypadku, a jakby tego było mało w jego obecności staje dziwna postać, która w ciemnościach wygląda trochę przerażająco… Na szczęście okazuje się, że tą tajemniczą postacią jest starsza kobieta, która pomaga chłopcu dojść do ładu po bolesnym upadku. W jednym z domków na terenie ogródka rozpoczyna się coś dobrego, coś, o czym tych dwoje jeszcze nie wie. Jaki będzie los Tomka i tajemniczej kobiety z domku w ogródku działkowym?

„Nadchodzący rok nie musi być taki jak te ostatnie. Pogubiła się. Dała się porwać jałowej codzienności i czuła się tak, jakby na nic nie miała wpływu. Przeżyć dzień, skupić się na zarabianiu, a gdzie w tym wszystkim radość? Zwykła, dziecięca, beztroska radość?”

„Iskierka nadziei” to wyjątkowo wzruszająca powieść świąteczna pełna dobra, nadziei i wiary w to, że na świecie oprócz złych ludzi są też ci dobrzy. Albo może raczej, że ci źli ludzie czasami się zmieniają. To wszystko może się wydawać nieco oklepane i przereklamowane, jednak magia świąt potrafi zdziałać cuda. Powieść jest niezwykle piękna, ukazuje różne oblicza ludzkie, ich zalety i wady, proces zachodzących zmian wewnętrznych, skłania do refleksji nad swoim życiem. Autorka stworzyła klimatyczną powieść, w której przeplatają się ze sobą smutek i radość, złość i spokój, beznadzieja i nadzieja. Z jednej strony wrażliwa strona człowieczeństwa, a z drugiej ta mroczna, egoistyczna, dążąca do zaspokojenia własnych, często błahych potrzeb. Bohaterowie tej książki dzielą się właśnie na tych o dobrej i nieco złej duszy, co sprawia, że książka nie jest przesadnie słodka. Przyjemny styl pisania autorki sprawił, że podczas lektury przeniosłam się w inną czasoprzestrzeń, wyobraźnia działała na zwiększonych obrotach i była to pozytywna wycieczka w książkową historię.

Autorka poruszyła ważny temat, jakim jest mianowicie samotność. Często zapomina się o starszych, samotnych osobach, które często potrzebują naszej pomocy, opieki, czy też po prostu zwykłej obecności. Niby tak niewiele, a jednak tak dużo, niby coś zwyczajnego, co przecież jest łatwe do wykonania. Niestety, jednak jest wiele przypadków, w których takie proste gesty nie chcą przejść nawet przez myśl, a co dopiero uczynki. Książka zdecydowanie skłania do przemyśleń, zachęca do zatrzymania się i zastanowienia nad tym, jakimi ludźmi jesteśmy i co robimy dla innych. Czy na co dzień zauważamy potrzeby braci malutkich i drugiego człowieka tak jak nad wiek dojrzały bohater tej powieści. Zachęcam Was do lektury książki „Iskierka nadziei”. To fantastyczna historia, która ukazuje zwyczajne problemy zwyczajnych, ale wyjątkowych ludzi. W tym przedświątecznym czasie warto rozejrzeć się wokół siebie i sprawdzić, czy ktoś nie jest w potrzebie. Być może jeden, malutki naszym zdaniem gest, uczynek może okazać się darem z nieba dla osoby, która potrzebuje wsparcia.

„Iskierka nadziei” to książka wyjątkowa, pełna ciepła, refleksji i tytułowej nadziei, z nutką goryczki gorzkiej skórki pomarańczy i aromatem pysznego, ciepłego barszczu z uszkami. Serdecznie polecam Wam tę książkę.

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

czwartek, 12 grudnia 2019

"Rozmerdane święta", Agnieszka Olejnik



Tytuł książki: „Rozmerdane święta”
Autor: Agnieszka Olejnik
Data wydania: 13.11.2019
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 335
Wydawnictwo: Kobiece


„Samotne życie jest takie jałowe… Człowiek jedynie trwa niczym roślina, odlicza dni, chodzi do pracy i wraca do domu, nie ma żadnego celu. Bo przecież jedyne, co się w życiu liczy, to drugi człowiek, miłość, rodzina.”

Grudzień i cały ten okołoświąteczny czas to dobra okazja na lekturę książek o tematyce świątecznej. Magia pierwszej gwiazdki, cichutko prószący śnieg, zapach wigilijnych potraw, blask świec i kolorowych światełek oraz muzyczne przeboje sprawiają, że człowiek sam do siebie się uśmiecha. Oczywiście w całej tej magii jest także miejsce na świąteczną gorączkę zakupów, sprzątania i gotowania, bo przecież ktoś to wszystko musi przygotować. Ważne, żeby nie popaść w szaleństwo i nie dać się zamęczyć i zwariować. Grunt to spokój. ;) A czy bohaterowie książki również potrafili zachować spokój w przedświątecznej gorączce? Zapraszam na moją opinię po lekturze książki „Rozmerdane święta”.

„Ludzie mają kamienie zamiast serc, proszę pani. Zostawiają psy uwiązane w lesie, wyrzucają je z aut, gdzieś na rozdrożach, oddają do schronisk. To się nie mieści w moim rozumieniu człowieczeństwa, pani Krysiu.”

Bohaterami książki jest czwórka sympatycznych ludzi. Olgierd – polonista z zamiłowania, Krystyna – mama Olgierda, nieco zbyt mocno ingerująca w życie dorosłego już syna, pan Stanisław – właściciel kilku sklepów, Sara – wuefistka i przyjaciółka Olgierda, oraz Małgorzata – pracownica sklepiku odzieżowego. Życie każdego z nich toczy się zwyczajnie, własnymi torami, raz jest lepiej, raz trochę trudniej. Żadne z nich nie podejrzewa, że los szykuje niespodzianki, które nieco namieszają w ich dotychczasowym życiu.

„.(…) nikt, kto potrafi odczuwać cierpienie – ani zwierzę, ani człowiek nie zasługuje na to, aby potraktować go jak rzecz.”

Życie Olgierda zmienia się diametralnie, gdy pewnego dnia wyrzucając śmieci, jeden z worków w wielkim śmietniku na podwórku podejrzanie się wierci i piszczy… Ciekawość przewyższa zdrowy rozsądek i mężczyzna wyciąga podejrzaną zawartość. Ku jego zdumieniu jego oczom ukazuje się mały szczeniak, o mizernym wyglądzie, niczym wychudzony szkielecik. Dotąd spokojny i opanowany mężczyzna dostaje nagle wybitnego roztargnienia i rozkojarzenia i zupełnie nie wie, co ma zrobić. Niczym małe dziecko we mgle. Nie wiedząc, co czynić Olgierd zanosi mizernego zwierzaka do swojej mamy. Krystyna zamiast się jednak ucieszyć z takiego znajdy dostaje nagłego wybuchu, bo okazuje się, że nie toleruje psów i boi się ich od czasów dzieciństwa… Zatroskany Olgierd podejmuje więc decyzję – sam mierzy się z trudami opieki nad szczeniaczkiem, a trzeba dodać, że nie jest to zwykły piesek. Co z tego wszystkiego wyniknie? Czy piesek znajdzie ciepły dom, a bohaterowie to, o czym marzą?

„A z drugiej strony, czy mogę z tak głupich powodów zrezygnować z pięknego uczucia, które właśnie zaczynało się wykluwać w moim samotnym sercu? Nawet gdyby miało być nieodwzajemnione, gdyby miało przynieść mi jedynie tęsknotę i ból, to czyż właśnie miłość nie jest jedyną rzeczą, która naprawdę nadaje sens naszemu życiu?”

„Rozmerdane święta” to ciepła powieść obyczajowa Agnieszki Olejnik. Spodziewałam się nieco przesłodzonej fabuły, jednak zagłębiając się w lekturę byłam coraz bardziej pozytywnie zaskoczona. Fabuła, nie dosyć, że okazała się mniej cukierkowa, niż myślałam to na dodatek napisana jest w ciekawy sposób, który nie pozwala się nudzić. Autorka zadbała o dobry humor, przyjaźń, miłość i moment na przemyślenia. Każdy z bohaterów, zarówno z tych głównych i pobocznych wnosi coś innego do tej historii, nie zawsze są to rzeczy dobre. Jednak jakby za sprawą magii świąt niektórzy z nich powoli przechodzą swoistą przemianę i zmieniają sposób patrzenia na siebie i świat. Spoiwem, który łączy ich wszystkich staje się merdający przyjaciel, który nieco otwiera oczy i serca każdego po kolei. Książka wzbudza we mnie same dobre i ciepłe emocje, nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mi się spodoba! Ja jestem bardzo zadowolona i wdzięczna za tą powieść. W mojej opinii książka wcale nie jest infantylna, a wręcz przeciwnie – mam wrażenie, że takie historie zdarzają się w prawdziwym życiu. Plus za historię chwytającą ze serce, a jednocześnie realną i nieprzerysowaną.

Jeśli szukacie dobrego pomysłu na książkowy prezent to myślę, że „Rozmerdane święta” jest idealną propozycją. W powieści znajdziecie ważne przesłania oraz refleksje nad zachowaniem ludzi wobec siebie i zwierząt. W sam raz na grudniowe wieczory. Polecam!

Za możliwość lektury książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

niedziela, 8 grudnia 2019

"Sekretny język kotów", Susanne Schötz



Tytuł książki: „Sekretny język kotów”
Autor: Susanne Schötz
Data wydania: 13.11.2019
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 239
Wydawnictwo: Kobiece


Ponieważ my, ludzie, jesteśmy znacznie więksi od naszych kotów, witają nas ocieraniem się o nogi policzkiem, ciałem lub ogonem. Jak już wspomniałam, koty pozostawiają przy tym sygnały zapachowe na naszych nogawkach, spódnicach czy rajstopach, mówiące: „Mój człowiek”.

Szare, bure, rude, białe, w pręgi, w łatki, małe, duże i puchate – mowa oczywiście o kotach. Świat z kotami jest znacznie ciekawszy, z „pazurem”, a momentami wywołuje lekki niepokój zważywszy na liczne przesądy o czarnych kotach przebiegających drogę, ich ostrych pazurach i bolesnych ugryzieniach, które potrafią naprawdę mocno zaboleć. Wiem, bo kilkanaście lat temu doświadczyłam ugryzienia przez kota, które pamiętam do dnia dzisiejszego. Czy to znaczy, że nie darzę tych miauczących zwierzaków sympatią? Wręcz przeciwnie! Bardzo lubię te niezwykłe stworzenia, w domu mam nawet takiego pręgowanego osobnika, który jest istnym aniołkiem z ukrytymi różkami. Koty intrygują, zaskakują i zaciekawiają… Chadzają własnymi drogami, przez co przyklejona została im łatka indywidualistów, ale czy słusznie?

Wiedzieliście, że koty oprócz miauczenia wydają jeszcze inne, nadzwyczajne dźwięki? Terminy takie jak gadanie, mruczenie, jęki, krzyki, gruchanie i świergotanie w pyszczkach kotów nabierają nowego znaczenia. Autorka książki „Sekretny język kotów” to badaczka kocich odgłosów, która nagrywając dźwięki wydawane przez koty próbuje określić „kocią mowę” i przetłumaczyć ją tak, aby była zrozumiała dla nas ludzi. Czy to jest w ogóle możliwe?

Koty to bardzo inteligentne stworzenia. Mają swoje sprawdzone sposoby, aby zakomunikować ludziom o swoich potrzebach. W sytuacji zagrożenia, czy lęku wydają odgłosy zupełnie inne od tych, które możemy usłyszeć na przykład w momencie głaskania naszego pupila i podawania mu ulubionych przysmaków. Czy to wszystko jest odkrywcze? Moim zdaniem nie, bo logiczne jest, że udomowione zwierzęta musiały dostosować się do życia z ludźmi, naszym funkcjonowaniem w życiu i mową. Jako posiadaczka kota mogę śmiało powiedzieć, że bez lektury tej książki umiem rozpoznawać różne komunikaty głosowe swojego zwierzaka. A więc milutkie mruczenie, zamknięte oczy, pyszczek ocierający się o moją dłoń i ugniatanie łapkami odbieram jako sygnał, że kot czuje się przy mnie dobrze, spokojnie i bezpiecznie. Zawodzące i głośne miauczenie z rana i popołudniu mówi mi, że kot domaga się jedzenia, albo czym prędzej chce wyjść na zewnątrz. Żadne odkrycie. Dla mnie to logiczne, ponieważ wsłuchuję się w te miauczenia i mruczenia kota. Czy książka o mowie kotów okazała się dla mnie ciekawa?

Autorka w swej książce bardzo często podkreśla mowę kotów, dzieli ją na różne kategorie i podkategorie i jako fonetyczka nasłuchuje z wielką starannością każde nawet najcichsze miauknięcie. Niestety, niektóre rozdziały w książce dłużyły mi się niemiłosiernie, a zapisy fonetyczne długiego i krótkiego „miauuuu”, lub śmiesznego „mekmekmek” (którego ja nigdy nie słyszałam u mojego zwierzaka) nic nie wniosły do mojego życia. Po pierwsze dlatego, że nie mam aż tak wprawnego ucha, które wychwyci aż takie szczegóły, po drugie każdy zwierzak jest indywidualny i dla autorki – właścicielki kilku kotów miauczenie jej pupili może oznaczać coś innego, niż miauczenie mojego kota. Powtarzające się wielokrotnie zapisy fonetyczne, opisy artykulacyjne wydawanych dźwięków nie sprawiły, że moja wiedza w zakresie kociego języka się poszerzyła, a raczej wszystko to niestety nudziło mnie w trakcie czytania. Liczyłam na ciekawą lekturę, po której dowiem się, jak rozpoznawać język i mowę ciała kota, bez zapisów fonetycznych miauczenia na każdej stronie. Książka nie jest zła, ale jak dla mnie jest w niej spory przesyt naukowych wyników badań, które autorka sama przeprowadziła i zbyt dużo powtarzających się kwestii – takie masło maślane. Czuję się trochę rozczarowana.

„Sekretny język kotów” wprowadzi Was w szczegółowe tajniki kociej mowy. Myślę, że dla wielbicieli kotów książka ta będzie naukową ciekawostką. Jeśli ktoś chce bardzo dokładnie wsłuchać się w miauczenie swojego kota i zapisać to fonetycznie, to ta książka nadaje się do tego idealnie.

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

środa, 4 grudnia 2019

"Krysia. Mała książka wielkich spraw", Michalina Grzesiak




Tytuł książki: „Krysia. Mała książka wielkich spraw”
Autor: Michalina Grzesiak
Data wydania: 30.10.2019 r.
Okładka: zintegrowana
Liczba stron: 348
Wydawnictwo: Czwarta Strona

„To jest waluta, którą trzeba uczyć płacić dzieci i dorosłych – wdzięczność, szacunek, wsparcie i obecność, nic poza tym. Cieszyć się z robienia rzeczy razem i oglądania buzi codziennie w ulubionym składzie. Ciary mieć, ludzie na samą myśl o kawie z widokiem na spokój i stabilizację. Nie mieć wszystkiego, ale i tak czuć, że ma się wszystko.”

Co pamiętacie ze swojego dzieciństwa? Beztroską zabawę od rana do wieczora, zdarte kolana, podchody, grę w gumę, berka, czy chowanego? Głos rodziców wołający przez okno: „Do domuuu! Obiaaaad!”? Głowę pełną pomysłów, nieskończenie szeroką wyobraźnię i umysł niespaczony złem teraźniejszego świata? Mi najbardziej utkwiły w pamięci momenty zabawy na podwórku w letnim okresie od rana do późnego zmierzchu, ogromne chrabąszcze wplątujące się we włosy pod koniec czerwca, grę w gumę, huśtanie na huśtawkach, zbieranie kolorowych karteczek, pikniki na trawniku z koleżankami z podwórka… Ach piękne to były czasy beztroski i dni upływających na bezproblemowej zabawie. Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, że kilkadziesiąt lat później zaleje nas era smartfonów, tabletów i komputerów, które zawładną naszym życiem, a podwórka kiedyś tak oblegana będą straszyły pustką… Zapraszam na moje wrażenia po lekturze książki Michaliny Grzesiak  „Krysia. Mała książka wielkich spraw”.

„W życiu nie trzeba nic kupować, tatusiu. W życiu trzeba spać na trawie i wywoływać zdjęcia…”

Tytułowa Krysia nie jest fikcyjną bohaterką stworzoną na potrzeby nowej książki. To prawdziwa dziewczynka, z krwi i kości, która jako bardzo młody człowiek poznaje świat wszystkimi swoimi zmysłami.  Świat, który jej oczami – oczami dziecka jest piękny, fascynujący i stosunkowo prosty. Rezolutna Krysia bardzo często zaskakuje swoimi myślami, prostymi odpowiedziami na trudne zagadnienia, a przede wszystkim rozczula i ma w sobie nieskalane dorosłością spojrzenie na świat. Michalina Grzesiak – autorka i mama tytułowej Krysi opisała swoje życie codzienne „od kuchni”. Możemy poczytać o zmaganiach z codziennością, w której często brakuje sił i chęci, żeby wstać z łóżka i z uśmiechem od ucha do ucha opanować chaos zwany dziećmi (bo oprócz uroczej Krysi bohaterem jest również młodsze dziecko – Jurek), rozgardiasz panujący w domu i nieobecność męża, który pomaga na odległość utrzymać stabilną sytuację finansową rodziny. Czy jest lekko? Zdecydowanie nie jest. Każda mama jednego lub większej liczby dzieci to złota kobieta na medal. Czy w tym zwariowanym świecie da się nie zwariować? Czy codzienne życie z dwójką malutkich – wielkich ludzi może być spokojne? Na pewno nie, ale Ci mali – wielcy ludzie potrafią słodko rozczulić, powiedzieć słowa, które podniosą na duchu w kryzysowym dniu i sprawić, że człowiek chociaż na chwilę zatrzyma się i zastanowi, dokąd tak pędzi i gdzie się podziało jego wewnętrzne dziecko, wewnętrzna radość i umiejętność dostrzegania małych rzeczy, które składają się na coś większego.

„Mamo, gdybym ja ci jeszcze kiedyś potłukła szklankę, to pamiętaj, że strasznie cię przy tym tłuczeniu kochałam. Kochanie jest ważniejsze niż szklanka.”

„Krysia. Mała książka wielkich spraw” to ogólny opis codziennego życia autorki – mamy dwójki uroczych i pełnych energii dzieciaków. Książkę pochłonęłam w jeden dzień – lektura była bardzo przyjemna i słowa w niej zawarte dosłownie płynęły mi przed oczami. Nie było momentu znudzenia, czy przytłoczenia podczas czytania. Każdy rozdział, dialogi pomiędzy mamą, a dzieckiem były dla mnie czymś fascynującym i świeżym. Cytaty małej dziewczynki zawarte na kartkach książki rozczulają i bawią, niektóre zadziwiają i skłaniają do chwili zastanowienia nad sobą, swoim postrzeganiem świata i postawą wobec ludzi. Czytając książkę przypomniałam sobie o swoim wewnętrznym dziecku, które gdzieś tam we mnie jest, a jednak przez większość czasu o tym zapominam. Dzięki tej lekturze poczułam, że chciałabym mieć w sobie więcej z dziecka, niż z dorosłego, jednak nie jest to do końca prosta sprawa. Na szczęście nie jest ze mną tak źle, bowiem cieszę się z wiosennego słońca, wiatru w upalny dzień, cieszę się z biedronki, która przysiądzie na kwiatku, dostrzegam całe piękno natury i chłonę je swoimi zmysłami, dziękuję za wszystkie dobre momenty w moim życiu. I choć może czasami zbyt mocno ufam ludziom, którzy potrafią niemile zaskoczyć, a nawet zranić to jednak mam w sobie cząstkę dziecka. Być może nie pokazuję jej światu zbyt ostentacyjnie, nie za każdym razem i nie wszystkim, ale od czegoś trzeba zacząć. Dzięki Krysi powróciłam do swoich wspomnień z dzieciństwa i zastanowiłam się nad moim sposobem widzenia świata. Podoba mi się to, że książka od początku do końca nie jest poradnikiem, jak sama autorka wspomina na początku. Dzięki temu zrelaksowałam się i mogłam wyobrazić sobie przeżycia młodej mamy na polu bitwy. Momentami było zabawnie, innym razem trudno, żeby na końcu pojawiła się chwila refleksji i zadumy.   

Książka warta przeczytania – szczególnie dla kobiet, dzielnych mam swoich dzieci, które codziennie zaskakują czymś nowym – nie zawsze pozytywnie, ale w przyrodzie wszystko musi się równoważyć. 😉 Wiadomo, że czasami naprawdę można zwariować, ale życie bez tych małych ludzi byłoby o wiele bardziej nudne, smutne i zwyczajne. Polecam lekturę książki „Krysia. Mała książka wielkich spraw”.

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

niedziela, 1 grudnia 2019

"Montessori w twoim domu", Simone Davies



Tytuł książki: „Montessori w twoim domu”
Autor: Simone Davies
Data wydania: 18.09.2019
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 256
Wydawnictwo: Bukowy Las


„[U]wolnijcie [dzieci] ze smyczy, popierajcie je! One biegają na dworze, kiedy pada, zrzucają buty, kiedy widzą kałuże, a kiedy trawa jest wilgotna od rosy, depczą ją bosymi stópkami, odpoczywają w spokoju, gdy drzewo zaprasza je do snu w cieniu, krzyczą, śmieją się, gdy słońce budzi je o poranku, tak jak budzi każde żywe stworzenie, które dzieli swój dzień między aktywność i odpoczynek.”
~Maria Montessori, „Odkrycie dziecka”

Moja mama często wspominała mi, że bała się dać mi do ręki nożyczki – wiadomo, małe dziecko, nie wiadomo co takiemu maluchowi może przyjść do głowy. Później skutkowało to płaczem w przedszkolu, gdy pani chciała, abym coś wycięła, a ja mówiłam, że „mama nie pozwala mi brać nożyczek w domu”. 🙈Pedagogika Montessori wręcz zachęca na każdym etapie rozwoju dzieci, aby miały praktyczną możliwość samodzielnego doświadczania i przeżywania. Ja jako dziecko lubiłam rysować, słuchać czytanych mi książeczek, bawić się na dworze w popularne wtedy gry i zabawy. Myślę, że dziecko bez wiedzy o różnych kierunkach pedagogiki samo intuicyjnie wie, czego mu w danym momencie potrzeba. W obecnych czasach dzieci mają zarówno ułatwione i utrudnione zadanie, ponieważ z jednej strony technologie pozwalają na szybsze poznanie świata, a jednocześnie dzieci są zewsząd atakowane bodźcami, które w nadmiernych ilościach niestety mogą zaszkodzić. Co więc zrobić, aby „wilk był syty i owca cała”? W jaki sposób ukierunkować dziecko, aby w przyszłości z tej małej osóbki wyrósł dorosły, samodzielny, odważny i radzący sobie z trudnościami człowiek? Zapraszam na moje wrażenia po lekturze książki „Montessori w twoim domu”.

„Montessori w twoim domu” to kompendium wiedzy w pigułce. Autorka – certyfikowana znawczyni metody Montessori w przystępny sposób przedstawia, na czym polega ta metoda i podaje sposoby praktycznego jej zastosowania we własnym domu. Jak zaaranżować przestrzeń niedużego mieszkania, jak zachowywać się w stosunku do dziecka i co do niego mówić w sposób mądry i przemyślany, aby dobrze je ukierunkować. Metoda Montessori nie jest skomplikowana, powiedziałabym raczej, że idealnie komponuje się w życiu codziennym i praktycznie zachęca do włączania się najmłodszych ludzi do działania. Mimo swojej prostoty i dobrym ideom model nauczania Montessori nie jest jeszcze w pełni wykorzystany w wielu miejscach na ziemi. A szkoda, bo mogłoby wyjść z tego coś naprawdę wielkiego i dobrego.

„Warto wybierać dla małych ludzi piękne książki i warto czytać im na głos jak najczęściej. Dzieci poniżej szóstego roku życia opierają swoje rozumienie świata na tym, co widzą dookoła.”

Lektura tej książki to czysta przyjemność i pożyteczna rozrywka. Dzięki książce możemy przypomnieć sobie o kolejnych etapach rozwoju dziecka, a dokładniej, co dzieci w danym okresie swego życia powinny umieć i ćwiczyć. Oczywiście wszystko z rozwagą i umiarem – autorka często zwraca uwagę, że dorosły jest przewodnikiem i „korą przedczołową” dziecka, które jeszcze nie ma dobrze ukształtowanej tej części ciała. A więc my, dorośli, rodzice, ciocie, wujkowie, dziadkowie i opiekunowie małych istotek możemy w mądry sposób poprowadzić dziecko w poznawanie świata i pozwolić im na samodzielne odkrywanie zależności, relacji społecznych, przeznaczenia przedmiotów i angażowania w prace domowe. To ciekawy poradnik napisany w przystępny sposób, który bliżej pokaże nam sposoby kształtowania małych ludzi w dobrym kierunku. Autorka w swojej książce porusza wiele kwestii – od wcześniej wspomnianych faz rozwoju na różnych etapach życia po odpieluchowanie, sposoby na wybuchy złości u dzieci, odpowiednią dietę i dostosowane aktywności rozwojowe. Czy da się tak „książkowo” zastosować do tych wszystkich rad i metod? Myślę, że tak, ponieważ autorka na podstawie swojego własnego doświadczenia dzieli się swoją wiedzą, która może pomóc wielu dorosłym. Myślę, że małymi kroczkami wszystko jest możliwe i warto wypróbować to we własnym domu.

„Montessori w twoim domu” to ciekawa propozycja naukowa, która pomoże nam dorosłym dostosować rzeczywistość do świata dzieci. Prosty język i praktyczne doświadczenie autorki czynią z tej książki rzetelną i wartą uwagi lekturę. Polecam!

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las.

„Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze”, Kot Nieteraz

, Tytuł książki: „Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze” Autor: Kot Nieteraz Kategoria: Poradnik, satyra Data ...