Początek lutego, śniegu jak na
lekarstwo, a ja jestem po lekturze książki Joanny Szarańskiej pt.: „Cztery
płatki śniegu”. Książka ta to lekka, humorystyczna i zarazem wzruszająca
opowieść utrzymana w klimacie magii świąt.
Opowieść to zlepek historii kilku
bohaterów zamieszkujących blok w małym miasteczku. I tak po kolei poznajemy:
panią Michalską – starszą kobietę, która pilnuje porządku w bloku na ulicy
Weissa. Zuzannę i Kajtka – małżeństwo, w którym układa się dobrze, póki nie nastąpi
„koronkowe” nieporozumienie. Kalinę – kobietę – detektyw, która wraz ze swoim
psem obronnym, w zaawansowanej ciąży i niestabilnym pęcherzem tropi niewiernych
mężów. Annę i osobliwego Waldemara – związek, który opiera się na liczeniu
każdego grosika (dosłownie!) przez mężczyznę i jego tendencji do skrupulatnego
oszczędzania. Monikę – młodą mamę, która z niezliczonej ilości poradników szuka
dobrych rad na temat wychowania małego dziecka i nie zawsze wychodzi na tym
dobrze...; Jakuba – męża kobiety; małego Piotrusia; babcię chłopca i zarazem
teściową Moniki – mamę Kwiatek - która miesza nieco w życiu rodzinnym Moniki i
zdarza jej się ostro przesolić. Marzenę i Stasię – mamę samotnie wychowującą
ukochaną córeczkę Stasię, z którą spędza mało czasu. Księdza Wojtka, który uczy
religii w szkole i jego przyjaciela Macieja – nauczyciela wychowania
fizycznego. Parę z trzeciego piętra, która nie jest zbyt widoczna w książce,
lecz gdy już się pojawia to poznajemy ich z niezbyt dobrej strony.
Co łączy wszystkich bohaterów? Wspólna miejscowość, blok mieszkalny i bieg wydarzeń, który srawia, że w pewnym momencie wszyscy się ze sobą spotykają.
Co łączy wszystkich bohaterów? Wspólna miejscowość, blok mieszkalny i bieg wydarzeń, który srawia, że w pewnym momencie wszyscy się ze sobą spotykają.
W codziennym życiu bohaterów książki
każdy z nich przeżywa swoje rozterki, dylamaty, złość i radość. Sąsiedzi
jednego bloku codziennie się mijają, lecz nie interesują się zbytnio swoim życiem.
Ich relacje kończą się na dyskrentym zaglądaniu w okna i podglądaniu, kto wraca
z jakimi torbami zakupowymi. Tylko jedna osoba z nich wszystkich trzyma
wszystko w ryzach. W sytuacjach kryzysowych pomaga nieszczęśliwym i niepewnym
co do swoich decyzji sąsiadom. Mowa tutaj o pani Michalskiej, która na pierwszy
rzut oka sprawia wrażenie zdziwaczałej staruszki, która za bardzo chce
ingerować w życie prywatne mieszkańców bloku na ulicy Weissa. Niech Was jednak
nie zmyli to pierwsze wrażenie zgryźliwej pani. Okazuje się ona solidnym spoiwem
łączącym wszystkich sąsiadów w magiczny, wigilijny wieczór.
„Cztery płatki śniegu” urzekły mnie
stylem i dobrym humorem, w jakim Joanna Szarańska napisała tę opowieść.
Czytając książkę naśmiewałam się z różnych, zabawnych perypetii barwnych
bohaterów. Wzruszałam się w momentach skłaniających do refleksji. Historia ludzi
– sąsiadów, - którzy mieszkają wydawałoby się bardzo blisko siebie, a jednak
mało o sobie wiedzą. Może nie chcą wiedzieć – z braku czasu, z problemów,
którymi każdy zaprząta sobie głowę, niechęci do nawiązywania sąsiedzkich
stosunków. Każdy jest zajęty swoim życiem i dopiero nieszczęśliwy wypadek
sprawia, że bohaterowie zatrzymują się na moment i zaczynają zastanawiać, co tak
na prawdę jest w życiu ważne oraz co wymaga szczególnej uwagi...
Czy zawsze
musi dojść do wypadku, aby człowiek zauważył drugiego człowieka i zrozumiał o
co w życiu chodzi? Tego nie wiem, lecz wiem to, że feralny wypadek zjednoczył w
ostateczności sympatycznych bohaterów tej opowieści. Książkę przeczytałam z
przyjemnością i uśmiechem na ustach. Polecam wam „Cztery płatki śniegu” – nie tylko
od święta ☺.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz