poniedziałek, 30 kwietnia 2018

"Performens"




Długa majówka, słoneczko i wolny czas sprawiły, że pochłonęłam jedną z książek, które postanowiłam ze sobą przywieźć w walizce. Dzisiaj przeczytałam książkę „Performens” autorstwa Karoliny Wilczyńskiej.

„Karolina Wilczyńska - autorka powieści: Performens (2006), Ta druga (2011), Anielski kokon (2013), Jeszcze raz, Nataszo (2014), Ja, kochanka (2016), Dasz radę, Nataszo (2016) oraz bestsellerowego cyklu Stacja Jagodno”.

Główną bohaterką tytułowego „Performensu” jest kobieta o uroczym imieniu Nadia – trzydziestolatka, której nic nie brakuje. Pracuje w dobrze prosperującej firmie i ma głowę do interesów. Zawsze nienagannie wygląda i nie żałuje pieniędzy na to, aby zadbać o swoje zewnętrzne piękno. Coś jednak sprawia, że wielkomiejskie życie ją przerasta. Postanawia więc uciec z miasta i zaszyć się w spokojnej wsi. Z daleka od zgiełku ulic, wielkich korporacji i wyścigu szczurów próbuje odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości. Czy jednak wszystko jest takie proste jak jej się wydaje?
Życie na wsi dla osoby, która od urodzenia mieszkała w wielkim mieście jest zderzeniem z zupełnie obcym światem, w którym panują często odmienne przekonania, poglądy i zasady. Owszem, Nadia na swej drodze do sielskiego spokoju w Rozstajach trafia na - z pozoru - życzliwych ludzi. Sołtys i okoliczni mieszkańcy wioski starają się pomóc. Niektórzy naprawdę bezinteresownie, ale część z nich ma swoje ukryte interesy w kontaktach z „panią z miasta”.
Okazuje się, że dom, w którym zamieszkuje Nadia miał swoją tajemniczą historię. Poprzedni właściciel domu – Jędrzej – chętnie przyjmował w swe progi wędrujących po świecie zagubionych artystów. Jędrzeja znali wszyscy mieszkańcy wsi, a Nadia próbowała dowiedzieć się o nim czegoś więcej...

Nadia miała to do siebie, że rozpamiętywała przeszłość. Wspomnienia – niektóre bolesne często do niej wracały. Nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Stąd jej ucieczka z miasta na wieś, która z początku wydawała jej się dobrym rozwiązaniem. Lecz czy od przeszłości da się uciec i zapomnieć o niej? Bardzo ciężko jest się kategorycznie odciąć od tego, co było i nas spotkało. Można jednak stworzyć odpowiednie warunki do tego, aby raz na zawsze zostawić niespełnione marzenia za sobą. 

Czytając tę książkę zastanawiałam się, czy da się żyć samymi marzeniami i za wszelką cenę dążyć do ich realizacji? I czy niespełnienie tych wszystkich marzeń może być przysłowiowym „gwoździem do trumny”?

Marzenia mogą być źródłem wielkiej siły i napędu do działania. Kiedy ich zabraknie, lub gdy poddamy się w drodze do ich realizacji możemy srogo się rozczarować. „Umrzeć za życia”. Mamy szczęście, gdy w drodze do naszych marzeń pomagają nam dobrzy ludzie. Pech jest wtedy, kiedy ktoś chce wykorzystać naszą naiwność dla swoich niecnych celów. 

Czy Nadii udało się zrealizować swoje marzenia i odnaleźć upragniony spokój na wsi pełnej konserwatywnych mieszkańców? Czy ludzie o innej mentalności będą w stanie zrozumieć jej wielką ideę w postaci... spokojnego miejsca dla dusz, które „zabiły” swoje marzenia? Czy ona sama wytrwa w realizacji swoich marzeń?

Na te i inne pytania odpowiecie sobie sięgając po omawianą dzisiaj na moim blogu książkę i przekonacie się, jaki to performens na spokojnej wsi pełnej konserwatywnych mieszkańców stworzyła główna bohaterka tej powieści.
Czytanie „Performensu” sprawiło mi dużą przyjemność. Historia bohaterki o wielkiej potrzebie spełniania swoich marzeń i nie chowaniu ich pod poduszkę bardzo mnie wciągnęła. Historia jest nietypowa. Opowieść ujawnia blaski i cienie dusz wędrownych artystów, ukazuje mroczne strony z pozoru dobrych ludzi, którzy chcą pomóc, a w rzeczywistości dążą tylko do swoich egoistycznych celów i nie zważają na uczucia drugiej osoby. Wewnętrzne rozterki bohaterki, która jak to w życiu bywa czasami sama gubi się w tym nieprzyjaznym świecie. Działania tej sympatycznej kobiety niektórzy mogliby faktycznie uznać za kontrowersyjne. Jednak jej przyświecała wyłącznie idea walki o marzenia. 

Zachęcam do przeczytania tej niekonwencjonalnej opowieści!

wtorek, 17 kwietnia 2018

"A gdyby tak..."



Jestem świeżo po lekturze książki Sylwii Trojanowskiej „A gdyby tak...”. Z twórczością Pani Sylwii zetknęłam się po raz pierwszy.

„Sylwia Trojanowska - pisarka, trener biznesu i coach. Zakochana w Szczecinie, muzyce filmowej oraz Italii. Razem z mężem i synem mieszka w otulinie Puszczy Bukowej w Szczecinie.

Jest autorką powieści obyczajowych oraz sztuk teatralnych.

W swojej twórczości stara się zarażać optymizmem i pozytywnym spojrzeniem na to, co przynosi życie”.

Kiedy patrzyłam na okładkę książki „A gdyby tak...” już na samym wstępie miałam pozytywne odczucia. Wiem, że niedobrze jest oceniać książki po okładce, ale nic nie poradzę na to, że podobają mi się ładne grafiki ;). Ta omawiana dziś – w barwach zieleni, bieli kwiatów bzu i rozmarzonej dziewczyny wywołuje uśmiech na mej twarzy.
Zuzanna Stawska i Aleksander Baczyński to główni bohaterowie książki. Poznali się jako młodzi ludzie jeszcze w czasie studiów. Zaiskrzyło pomiędzy nimi i młoda dziewczyna poczuła, że może być szczęśliwa przy boku Alka. Niestety, piękna wizja bajkowych marzeń pękła niczym bańka mydlana, gdy okazało się, że mężczyzna... jest już zaręczony z inną kobietą. Po rozczarowaniu bohaterowie zajęli się swoimi sprawami i starali się jak najlepiej ułożyć sobie życie. Czy na tym skończyła się ta historia? Ależ nie!

Aleksander i Zuzanna po niezbyt udanym początku znajomości spotykają się ze sobą przypadkowo po kilkunastu latach. Jako dorośli, bardziej dojrzali ludzie, z bagażem doświadczeń. Obydwoje pragną tego samego –  szczęścia i statecznego życia. Czy czas, który bezpowrotnie minął pozwoli im na zbudowanie dobrych relacji? Czy będą gotowi zawalczyć o piękne uczucie, które jest gotowe rozkwitnąć jak młode, zielone listki na wiosnę?

Każdy z nich ma za sobą różne doświadczenia – mniej lub bardziej pozytywne. 
Każdy ma inny punkt widzenia.
Jednak łączył ich jeden punkt – przyciąganie do siebie. Jak magnes. Tylko, że z nieco odmiennym stopniem nasilenia. Jedno z nich bezapelacyjnie wskoczyłoby za drugim w ogień, podczas gdy to drugie nieco z dystansem traktowało starania tej pierwszej strony. Czy z takiego przyciągania dusz jest w stanie narodzić się coś dobrego? A może wcale nie warto tego sprawdzać? 

A gdyby tak jednak spróbować...

Główna bohaterka miała niemały dylemat. Czy po nieudanych związkach z facetami angażować się w kolejny. Jaką mogła mieć gwarancję, że w tym przypadku będzie inaczej? Praktycznie żadnej.
Ale od czego są pomocne przyjaciółki, które doradzą w każdej sprawie? Zuzanna miała to szczęście i mogła liczyć na pomocną dłoń, dobre słowo albo przysłowiowy „kubeł zimne wody” od Aliny i Agnieszki. Kobiety były dla siebie o każdej porze dnia i nocy. Gdy jedna była w potrzebie pozostałe ratowały z opresji. Nie od dziś wiadomo, że kobieta kobietę najlepiej zrozumie.
W dzisiejszych czasach to nie często spotykane zjawisko. Trzeba mieć naprawdę ogromne szczęście, aby trafić na ludzi, którzy będą z nami „na dobre i złe”.

Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jeden, mały szczegół pod koniec książki.
W najmniej spodziewanym momencie na jaw wyszedł pewien sekret, który wywrócił sprawy bohaterów o 180 stopni.
Czy cudze błędy z przeszłości muszą stawać na drodze szczęścia innym ludziom?
Czy wszystko da się przeskoczyć, a miłość nie zna granic?
A gdyby tak... spotkało to kogoś z nas? Co wtedy byśmy zrobili?

Na te i inne pytania odpowiecie sobie sięgając po książkę  „A gdyby tak...”. To piękna lektura o sile prawdziwej miłości i bezgranicznej przyjaźni, która umili Wam wiosenne wieczory pachnące deszczem i kwiatami. Książka o wyborach życiowych, intuicji i zrządzeniach losu, które nie raz potrafią bardzo zaskoczyć, a niekiedy diametralnie wszystko zmienić. 

Książkę czytało mi się bardzo miło, spokojnie i z uśmiechem na ustach. Była to dla mnie swego rodzaju wycieczka w poznawaniu myśli i emocji bohaterów występujących w powieści. Śmiałam się razem z kobietami, smuciłam, kiedy coś nie układało się dobrze. Ale cały czas kibicowałam Zuzannie i Aleksandrowi. Miałam dobre przeczucia co do prawdziwości uczuć tego mężczyzny w stosunku do Zuzanny. 

Polecam Wam lekturę zarówno w słoneczne jak i deszczowe, piękne dni!



niedziela, 8 kwietnia 2018

"Wszystkie pory uczuć. Wiosna"



Dzisiaj zapraszam na wpis dotyczący książki Magdaleny Majcher pt.: „Wszystkie pory uczuć. Wiosna”. Bardzo się ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że wygrałam tą książkę i będę mogła ją przeczytać.

Magdalena Majcher napisała takie książki: „Jeden wieczór w Paradise”, „Matka mojej córki”, „Stan nie! Błogosławiony” oraz serię z cyklu „Wszystkie pory uczuć”. Do tej pory miałam przyjemność przeczytać dwie z nich – „Wszystkie pory uczuć. Zima” i „Wszystkie pory uczuć. Wiosna”. Książki wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie i chętnie sięgnę po więcej powieści Pani Magdy. Autorka jest znana z tego, że w swoich powieściach lubi poruszać trudne tematy i się ich nie boi. 

„Wszystkie pory uczuć. Wiosna”. Co Wam kojarzy się z tą piękną okładką książki? Na pierwszy rzut oka wyłaniają się wiosenne, pełne życia tulipany. Filiżanka z gorącym napojem dopełnia całość przyjemnego dla oka obrazka. Jednak podobnie jak w przypadku powieści „Wszystkie pory uczuć. Zima” pod słodyczą okładki tytułowej kryje się opowieść, która zawiera w sobie nieco goryczy. Temat, którym zajęła się autorka tym razem to adopcja dziecka i FAS – alkoholowy zespół płodowy. W Polsce wciąż zbyt mało mówi się o FAS, a i cały proces adopcji dla wielu ludzi pozostaje owiany tajemnicą.

Głównymi bohaterami książki są Ewelina i Adrian.
Ewelina, dwudziestodziewięcioletnia kobieta, która ma za sobą bagaż negatywnych doświadczeń z poprzedniego małżeństwa postanawia, że jej serce już nigdy nie zapała miłością do żadnego mężczyzny. Los jednak sprawia, że na jej drodze pojawia się facet idealny - Adrian. Drogi tych ludzi krzyżują się podczas jednego ze spaceru w parku. Po dobrym początku znajomości Ewelina ma wątpliwości, czy powinna pakować się w kolejny związek. Tymbardziej, że nie powiedziała Adrianowi o sobie jednej, najważniejszej w jej odczuciu wiadomości... Mężczyzna bardzo kocha Ewelinę i postanawia się jej oświadczyć.
W ostateczności bohaterowie zostają mężem i żoną - wiodą dobre i szczęśliwe życie. Mieszkają w swoim mieszkaniu, obydwoje pracują i obdarzają siebie ogromem miłości. Jednak do pełni szczęścia brakuje im jednego, najważniejszego elementu szczególnie w odczuciu kobiety – dziecka.

I tutaj pojawia się moje pytanie. Co dla kobiety jest w życiu najważniejsze? Czy faktycznie macierzyństwo jest głównym celem bycia „spełnioną” kobietą?
W przypadku Eweliny tak właśnie było. Bycie matką było jej wielkim marzeniem. Czułaby się pełnowartościową kobietą. Jednak ku jej rozczarowaniu i rozgoryczeniu nie było jej to dane.

Książkę „Wszystkie pory uczuć. Wiosna” przeczytałam z zaciekawieniem i pewną zadumą. Połowę książki pochłonęłam w jedno popołudnie. Właściwie nie wiem, co mam teraz napisać. Książka wcisnęła mnie w kanapę i oczywiście mam pozytywne odczucia. W trakcie czytania odczuwałam zarówno radość i wzruszenie jak i złość, niedowierzanie oraz smutek. Cały wachlarz emocji. 

Autorka w przystępny sposób w swojej powieści przybliża nam problem z jakim boryka się wiele dzieci z nazwijmy to wprost – często patologicznych rodzin. FAS – alkoholowy zespół płodowy. Według jednego ze źródeł to „zespół chorobowy, który jest skutkiem działania alkoholu na płód w okresie prenatalnym. Alkoholowy zespół płodowy jest chorobą nieuleczalną, której można uniknąć zachowując abstynencję w czasie trwania ciąży. Do dziś nie określono dawki alkoholu, która byłaby bezpieczna dla płodu. Każda ilość niesie ryzyko wystąpienia zaburzeń w rozwoju dziecka.”

Targają mną emocje. Jak można umyślnie zrobić krzywdę nienarodzonemu jeszcze dziecku? Niestety są takie przypadki, dlatego bardzo cieszy fakt, że Pani Magdalena porusza tak ważny i trudny temat. 

Do tematyki książki dołącza się proces adopcji dziecka. Proces trudny i skomplikowany, który ujawnia blaski i cienie oczekiwania na upragnione dziecko. Jest to skomplikowane tymbardziej, że mowa tutaj o adopcji dziecka z FAS. Dziecka, które nie jest słodkim, pachnącym bobasem czekającym na to, aż rodzice adopcyjni okażą mu swoją miłość. Mówimy tutaj o adopcji dziecka z zaburzeniami, które jest już ukształtowanym, młodym człowiekiem ze swoim – niestety - negatywnym bagażem doświadczeń życiowym. 

Książka poruszyła mnie. Dowiedziałam się, jak wygląda proces adopcji. Jakie emocje targają wówczas potencjalnymi, przyszłymi rodzicami czekającymi na dziecko. Mimo goryczy, o której pisałam na początku pojawia się w tym wszystkim nadzieja. Nadzieja na to, że dzięki ciężkiej pracy, bezgranicznej miłości i wytrwałości da się wyjść na prostą i nadgonić stracone lata pokrzywdzonego przez los dziecka. 

Książkę „Wszystkie pory uczuć. Wiosna” polecam gorąco wszystkim, którzy nie boją się trudnych tematów.

„Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze”, Kot Nieteraz

, Tytuł książki: „Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze” Autor: Kot Nieteraz Kategoria: Poradnik, satyra Data ...