poniedziałek, 29 kwietnia 2019

"Słoneczniki po burzy" Saga rodziny z Ogrodowej (tom 1)



Patrząc na okładkę tej książki przychodzą mi do głowy same pozytywne skojarzenia. Ciepłe lato, słońce, kwiaty, beztroska, wakacje i radość. Żółte słoneczniki cieszą oczy, a wielu z nas pewnie zajadało dojrzałe nasionka jednocześnie dumnie trzymając swój słonecznik w dłoni. Słonecznik na pierwszy rzut oka wydaje się być dosyć silnym kwiatem, który poradzi sobie nawet w trudnych warunkach. W porównaniu do innych, bardziej delikatnych roślin – maków, chabrów czy tulipanów sprawia wrażenie odpornego na niepogodę. Podobnie jak główna bohaterka tej książki. Czy podobnie jak słonecznik przetrwa swoje życiowe burze? Zapraszam na moja opinię debiutanckiej książki Eweliny Marii Mantyckiej „Słoneczniki po burzy”.

Główna bohaterka o urokliwym imieniu Lilianna rozpoczyna nowy etap w swoim życiu. Wraz z malutką córeczką Kają uciekają od traumatycznych wspomnień i przeżyć. Kobieta ma nadzieję, że w innym miejscu uwolni się od demonów swojej przeszłości. Lilianna ma w głowie tylko jeden cel – zapewnić swojej córeczce spokój i wywołać u niej dziecięcą radość z przeżywania beztroskiego dzieciństwa. Niby tak niewiele, a jednak dla tych dwóch bohaterek tak dużo… Z dużego miasta Lilka trafia do małej wsi o nazwie Czarnów, gdzie pod opieką kochającej rodziny próbuje złapać oddech i odzyskać równowagę. Jednak powrót do domu, w którym się wychowała także ma swoją smutną historię i tajemnice, które nie do końca zostały rozwikłane. Skrzywdzona kobieta żyje bardzo skromnie pragnąc zapomnieć o tym, co było.  Pomagają jej w tym członkowie rodziny, czyste powietrze, naturalne dobra na wyciągnięcie ręki oraz lekkie, codzienne prace. Jednak nawet na spokojnej wsi Lilka nie ma pewności, że może żyć bez strachu o siebie i córkę… Rodzina stara się jak może, ale niestety nie jest w stanie zagwarantować jej i Kai stuprocentowego bezpieczeństwa w każdym momencie… Jak Lilka poradzi sobie z trudnościami, które ciągną się za nią i za wszelką cenę nie chcą o sobie zapomnieć?
I jaki związek z główną bohaterką mają  słoneczniki? Przeczytajcie „Słoneczniki po burzy”, a z pewnością się tego dowiecie. 

„Słoneczniki po burzy” to debiutancka książka Eweliny Marii Mantyckiej. Ta książka to pierwszy tom sagi o rodzinie z Ogrodowej. To obyczajowa opowieść osadzona na polskiej wsi, na której życie płynie nieco inaczej, spokojniej i bardziej sielsko. Rodzina jak każda inna ma swoje pochodzenie, tajemnice i historię, którą każdy z osobna tworzy żyjąc w niej. Już na pierwszy rzut oka słoneczna okładka książki ze słonecznikami bardzo zachęca do tego, aby ją przeczytać. Mnie osobiście bardzo przypadła do gustu. Zarówno okładka jak i treść książki. Autorka stworzyła historię, która porusza trudne tematy przemocy w rodzinie i śmierci. Wszyscy bohaterowie tej historii są charakterystyczni i każdego z nich (oczywiście z tych pozytywnych postaci) polubiłam. Główna bohaterka książki to niezwykle ciepła i kochająca ponad życie swoje dziecko kobieta. Nieco zagubiona, ale stopniowo odzyskująca siły i chęci do cieszenia się życiem. Trzymam kciuki za jej los, który na pewno poznamy lepiej w kolejnych tomach sagi. Moim zdaniem "Słoneczniki po burzy" to udany debiut, który trafi do serc wielbicieli powieści obyczajowych. Książkę  czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Lubię takie historie, dlatego już nie mogę się doczekać następnych tomów. Z miłą chęcią będę oczekiwać na kolejne książki z kwiatami na okładkach. 

Polecam Wam tę książkę, jeżeli nie boicie się trudnych tematów i lubicie obyczajowe powieści z nutką tajemnicy w tle.

Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu Videograf.

piątek, 19 kwietnia 2019

"Czterdzieści minus"



„Girl power”, „W kobietach siła” – takie myśli przychodzą mi do głowy po lekturze książki Katarzyny Kostołowskiej „Czterdzieści minus”. My kobiety przeżywamy w ciągu całego naszego życia różne wzloty i upadki, rewelacje sercowe i inne kataklizmy życiowe. Zmagamy się z szarą codziennością, staramy się nadążyć za zalewającymi nas zewsząd trendami, często chcemy też wszystkich zadowolić. Pragniemy być piękne, kochane, uwielbiane i fit, marzymy o szczęśliwym życiu. Jednak los czasami nie układa się tak, jak tego chcemy. Nie zawsze jesteśmy fit, nie nadążamy za trendami, przybywa nam lat, a na czole pojawia się coraz więcej zmarszczek… No i jak tu żyć?! 

„Czterdzieści minus” to historia czterech kobiet, przyjaciółek. Poznajemy życie Anity – właścicielki czekoladziarni, Magdy – kobiety zdradzanej przez męża, Asi – modnej stylistki, która nie jest zadowolona ze swojego małżeństwa oraz Karoli – kobiety, która nie może znaleźć sobie tego „właściwego” mężczyzny. Co łączy te wszystkie kobiety? Wiek, miejsce zamieszkania i nić przyjaźni, w której trwają szczęśliwie od długiego czasu. Kobiety cieszą się, że JESZCZE nie przekroczyły magicznej i jednocześnie bardzo niechcianej liczby 40 wiosen ich życia. Mieszkają we Wrocławiu, który je zachwyca i wspólnie wspierają się w problemach i zmartwieniac, a także świętują radosne momenty. Oczywiście w towarzystwie wina, które jest zawsze dobre na wszystko. 

Każda z tych kobiet jest inna, ale wszystkie panie łączy pragnienie miłości. Bo jak do tej pory bywało z tym bardzo różnie i sympatyczne bohaterki na każdym kroku przeżywały jakieś rozterki. Szczególnie sprawy sercowe nie dają im spokoju i wiecznie jest coś nie tak… Szczęście w nieszczęściu, że mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. Nie rzucają sobie kłód pod nogi i nie wbijają szpil w plecy. Takie przyjaciółki to skarb, który trzeba szanować i pielęgnować. I te dobiegające czterdziestki kobiety robią to wzorowo. Czy bohaterkom uda się poukładać życie tak, żeby wjechało na dobre tory? Jakie emocje im towarzyszą w tym codziennych zmaganiach? Przekonacie się o tym sięgając po książkę „Czterdzieści minus”. 

„Czterdzieści minus” to debiutancka książka Katarzyny Kostołowskiej - opowieść o kobiecych rozterkach i emocjach, jakie im towarzyszą. Autorka stworzyła cztery różne charaktery kobiece, które jednak potrafią się ze sobą dogadać i nie są dla siebie wredne, ani złośliwe. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, z zainteresowaniem śledziłam losy Anity, Aśki, Magdy i Karoli oraz byłam ciekawa, jak wszystkie sprawy ułożą się tym kobietom. Każda z tych kobiet miała w sobie coś niepowtarzalnego, intrygującego. Każda z nich miała swoje większe i mniejsze marzenia i cele, oczywiście z nadzieją na spełnienie. Mogę śmiało powiedzieć, że książka ta należy do rodzaju tych ciepłych i kobiecych historii, z nutką refleksji i sporą dawką poczucia humoru. Książkę oceniam pozytywnie, dlatego polecam Wam „Czterdzieści minus” na odstresowanie i zapoznanie się z bohaterkami tej historii. Może znajdziecie w niej cząstkę siebie i swoich przeżyć.

Za możliwość lektury książki dziękuję Wydawnictwu Książnica.

wtorek, 16 kwietnia 2019

"O miłości bez litości"



Kobieta zmienną jest… Któż z nas nie słyszał nigdy o kobiecie, która od razu wiedziała, czego chce. Raz białe, raz czarne, raz kocha, raz nienawidzi, raz tak, raz nie… Można zwariować. No cóż, chyba większość z nas (kobiet) jak i mężczyzn przekonała się na własnej skórze o tej „zmienności nastrojów” i zmian w decyzjach i wyborach, jakie my kobiety niejednokrotnie podejmujemy. Chwała Ci Panie za wyrozumiałego mężczyznę, który toleruje i dzielnie znosi te kobiece sprawki… No cóż, lekko nie ma, ale przynajmniej jest wesoło. A czy wesoło było podczas lektury książki „O miłości bez litości”? Zapraszam na moje wrażenia po lekturze. 

Honorata Małkowska jest główną bohaterką książki „O miłości bez litości”. To znana pani lekarka, której specjalnością są choroby układu oddechowego. Kobieta w wieku dobiegającym 40 lat, pracuje w szpitalu, wiedzie samotny żywot i nie stroni od alkoholu. To wszystko tworzy swoistą mieszankę wybuchową, która daje o sobie znać podczas spotkań towarzyskich Honoraty z mężczyznami. Honorata jest kobietą atrakcyjną i nie może narzekać na zainteresowanie płci przeciwnej. Jednak kolega po fachu, który się nią intensywnie interesuje, nie interesuje zbytnio bohaterki. Mówi się, że „Kto się czubi, ten się lubi”, ale w tym przypadku to raczej nietrafiony układ. W ogóle w życiu pani lekarki sprawy miłosne nie układają się tak, jakby ona tego chciała.
Nieco zwariowana i niezdecydowana bohaterka wiedzie z pozoru spokojne i w miarę ułożone życie. Wszystko się zmienia w dniu, kiedy odbiera telefon od dziennikarza lokalnego pisemka, który zaprasza lekarkę na spotkanie. Dziennikarz ma propozycję nie do odrzucenia i twierdzi, że Honorata pomoże mu rozwiązać sekret, który może okazać się wielką sensacją. A to wszystko za sprawą Micka Jaggera… Tylko co lekarka ma wspólnego z przeszłością znanego muzyka? 

„O miłości bez litości” to debiutancka książka Katarzyny Augustyniak – Rak.
Z opisu książki wynika, że „popłaczemy się nad losem Honoraty. Ze śmiechu!”. Czy rzeczywiście tak było w moim przypadku? Nie do końca. Faktem jest, że książkę czytało się bardzo szybko i lekko. Jednak nie płakałam ze śmiechu nad losem bohaterki tej historii. Owszem, było kilka zabawnych momentów, jednak niestety przez większość czasu historia bohaterów wcale mnie nie zaskoczyła i nie wywoływała licznych napadów śmiechu. Nie znalazłam w niej elementu jakiegoś zaskakującego zwrotu akcji. Główna bohaterka – bardzo zmienna, niezdecydowana i często zachowująca się jak rozwydrzona nastolatka. Ja rozumiem – kobiece nastroje bywają różne, ale ta postać była dla mnie wybitnie irytująca. Nie do końca tego szukam w książkach dla kobiet i szczerze mówiąc niestety troszeczkę się rozczarowałam, ponieważ po pozytywnych opiniach spodziewałam się innych wrażeń. 
 
„O miłości bez litości” to książka, która z pewnością znajdzie swoje zwolenniczki. Lektura spodoba się czytelniczkom, które szukają niezobowiązującej historii bez zbędnych refleksji. 

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Książnica.

niedziela, 14 kwietnia 2019

"Duże sprawy w małych głowach"




 „Każdy człowiek coś lubi, czegoś nie lubi i czegoś się boi. Każdy z nas jest niepowtarzalny”.

Otaczający świat jest bardzo różnorodny. Planeta obfituje w bogactwo gatunków zwierząt i roślin. Każde inne, niepowtarzalne. Jedne charakterystyczne, rozpoznawalne, inne mniej znane i lubiane. Ale każde zwierzę, czy roślina ma w sobie coś wyjątkowego. Niepowtarzalny urok, który wyróżnia go spośród innych, na pozór podobnych do niego gatunków. A jednak to jeden, maleńki detal sprawia, że jest egzemplarzem niepowtarzalnym. Tak samo jest z ludźmi. Obecnie na świecie żyje około 7,6 miliarda ludzi. Mimo, że wśród tej ogromnej liczby ludzi niektórzy są podobni do siebie pod względem koloru skóry, wyglądu, budowy ciała, charakteru to jednak każdego coś od siebie odróżnia. Te różnice widoczne są gołym okiem i większość to akceptuje. A jak jest w przypadku, kiedy różnice w wyglądzie są bardzo widoczne i niekiedy budzą lęk? Lęk przed nieznanym, przed czymś, co jest inne? Ludzie boją się tego, co inne. Taki lęk często wynika z niewiedzy, ale często okazuje się, że nie ma się czego bać. Mam tutaj na myśli słowo „niepełnosprawność”. Zapraszam na recenzję książki „Duże sprawy w małych głowach”.

„Ale właśnie to jest fajne w ludziach – każdy z nas jest inny. Dlatego nigdy nie jest nudno”.

Autorka książki Agnieszka Kossowska to mama dwójki dzieci, założycielka bloga dzielnyfranek.blogspot.com, Ambasadorka Konwencji ONZ o Prawach Osób z Niepełnosprawnościami. „Duże sprawy w małych głowach” to książka oparta o prywatne doświadczenia autorki, jak i rozmowy z innymi rodzicami dzieci niepełnosprawnych. W tej książce dowiemy się najważniejszych informacji na temat autyzmu, niepełnosprawności sensorycznej, ruchowej, intelektualnej, wcześniactwa i epilepsji. Jednak nie jest to książka typowo naukowa. Nie znajdziemy tu wielkich wywodów naszpikowanych skomplikowanymi słowami. To coś bardziej ciekawszego i co najważniejsze płynącego z serca, wiedzy i doświadczeń. Agnieszka Kossowska moim zdaniem stworzyła wartościowy leksykon wiedzy na tematy trudne, ale opisane w sposób bardzo przystępny. Możemy dowiedzieć się faktów na temat różnych niepełnosprawności widzianych oczami dzieci. Treść książki jest piękna i mądra oraz sprawia, że człowiek zaczyna rozumieć sprawy, na które być może dotąd patrzył inaczej.

„Denerwują mnie kłótnie dziewczyn o głupoty – zabawki, ubrania, jakieś figurki i karty do zbierania. Denerwuje mnie też plotkowanie i kłótnie. To wszystko jest przecież takie nieważne. Jest dużo o wiele ważniejszych spraw”.

Piękne jest w tym wszystkim to, jak dzieci patrzą na świat swoimi oczami. Jak go rozumieją, co czują, jakie myśli mają w swoich głowach i jak mądrze potrafią mówić o niepełnosprawności.

„Szacunek okazuje się wtedy, gdy nawet, jak ktoś nie widzi, nie słyszy i nie rozumie, to mówisz do niego tak, jakby wszystko słyszał, widział i rozumiał”. 

Z racji tego, że na co dzień pracuję z dziećmi zainteresowała mnie tematyka tej książki. Uważam, że „Duże sprawy w małych głowach” powinni przeczytać dorośli. Dla siebie samych, dla siebie i swoich dzieci, dla zrozumienia istoty różnych niepełnosprawności. Myślę, że książka ta jest cenną lekcją, która uczy tolerancji, otwiera umysły na to, że niepełnosprawność to nie jest nic złego. Niepełnosprawność to inność, w mniejszym lub większym stopniu. Ale „inny” nie oznacza „gorszy”. Książkę przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością. Przepiękna oprawa graficzna książki w postaci ilustracji jest taką „wisienką na torcie” i pozwala wyobrazić sobie dziecięce postrzeganie otaczającego świata.

Polecam lekturę książki „Duże sprawy w małych głowach” wszystkim, którzy chcieliby zobaczyć świat oczami dzieci. 

Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu Biała Plama.

środa, 10 kwietnia 2019

"Ja, królowa"



Zamki, dystyngowane księżniczki, szlachetni książęta, dostojni króle i królowe. Bale królewskie, jedwabne suknie, drogocenne kamienie, romantyczna miłość, ale również intrygi, podłość, polityczne zagrywki, brutalna walka o władzę i pozycję w państwie. Słodki smak zwycięstwa i gorzki smak porażki. Ach, któż z nas niechciałby choć na chwilę przenieść się w czasie w taką magiczną podróż szlakami polskich władców. Mieć własną komnatę, przywileje i opływać w dostępnych dobrach. Myślę, że dzisiaj wielu ludzi również to wszystko posiada, ale nie ma w tym wszystkim klimatu starej epoki. Ja osobiście chętnie przeniosłabym się w czasie i na własnej skórze przekonała się, jak to wszystko wyglądało. Na szczęście są takie książki i autorki, które w bardzo ciekawy sposób tworzą fascynującą opowieść. Zapraszam na moje wrażenia dotyczące książki Renaty Czarneckiej „Ja, królowa”. 

Bohaterką pierwszoplanową jest młodziutka Bona – która przybyła z Włoch do Krakowa na Wawel, aby poślubić króla Polski – niemłodego już Zygmunta Starego. Bona po koronacji staje się królową i żoną króla Zygmunta. Na początku ich wspólnej drogi obydwoje są sobą zauroczeni i prowadzą w miarę spokojny i szczęśliwy żywot. Bona okazuje się być bardzo silną kobietą i interesującą osobowością. Roztacza wokół siebie aurę pewnego rodzaju egzotyki, budząc zachwyt wśród polskich dam dworu, które co rusz z zaciekawieniem zaglądają w szkatuły królowej z pomadami i klejnotami oraz podziwiają jej piękne, jedwabne suknie. Świeżo ukoronowana królowa pragnie dać największe szczęście swemu mężowi i bardzo skrupulatnie dąży do tego celu. Mimo młodego wieku Bona dobrze wiedziała, czego chce. Ta królowa nie należała do kobiet kruchych i delikatnych, wręcz przeciwnie – była pewna siebie, znała swoją wartość i była żądna władzy. Nie zawsze jednak wszystko szło po myśli królowej… 

„Ja, królowa” to fantastyczna opowieść historyczna o czasach z innej, jakże obcej nam epoki. Autorka w bardzo plastyczny sposób stworzyła fabułę, którą czyta się z dużym zainteresowaniem. Ani na chwilę nie czułam znużenia podczas lektury. Z każdym rozdziałem moja ciekawość rosła, byłam pozytywnie zaskoczona sposobem, w jaki autorka opisała XVI wieczny krakowski zamek na Wawelu i starannością o wszelkie szczegóły. Dzięki tej umiejętności i staranności autorki byłam w stanie bardzo wyraźnie wyobrazić sobie wszystko, co działo się kilkanaście lat temu w Polsce. Jestem oczarowana książką „Ja, królowa”. Akcja, która rozgrywała się na kartach powieści ani na moment nie zwalniała, a wręcz przeciwnie – z każdą kolejną stroną coraz bardziej nabierała tempa i intensywnych kolorów. Dynamiczna fabuła, interesująco wykreowani bohaterowie, aura tajemniczości zimnego zamku na Wawelu, rola kobiet, które odgrywały niemałą rolę w dawnych czasach to zdecydowanie atuty tej książki. Moje odczucia po lekturze książki „Ja, królowa” są bardzo pozytywne i mam dużą ochotę poznać pozostałe książki Renaty Czarneckiej. 

Polecam lekturę wszystkim, którzy są zainteresowani historią Polski oraz tym, którzy nie przepadali dotąd za książkami historycznymi. Myślę, że po tej lekturze zmienicie zdanie i tak jak ja będziecie miło zaskoczeni. 

Za możliwość lektury książki dziękuję Wydawnictwo Książnica

„Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze”, Kot Nieteraz

, Tytuł książki: „Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze” Autor: Kot Nieteraz Kategoria: Poradnik, satyra Data ...