„Kobiety
trzymają mężczyzn pod ramię i uśmiechnięte, rozluźnione coś
opowiadają albo nadstawiają ucha na miłosne szepty. Czy to
możliwe, że jeszcze tak niedawno była wojna? Jak to się dzieje,
że ludzie, których niedawno ktoś chciał zabić bądź sami
dyszeli żądzą zemsty, mogą tak po prostu iść pod rękę i śmiać
się? Dopiero co urodzone dzieci śpią bezpiecznie w wózkach, a
starsze dokazują beztrosko, bo nic im nie grozi”.
Wojna. Co przychodzi
nam do głowy słysząc to słowo? Cierpienie, łzy, głód, miliony
istnień, które poniosły niepotrzebną śmierć. Rozlew krwi,
zaraza, choroby, brutalność, nienawiść, rozpacz. Czy wśród tego
ogromu negatywnych skutków, jakie niesie ze sobą widmo wojny można
znaleźć coś pozytywnego? Jakąś maleńką, ledwie tlącą się
iskierkę nadziei na lepsze czasy? Na zapomnienie całego zła, które
ludzie sobie wzajemnie wyrządzali? Piszę o tym wszystkim, ponieważ
książka, którą miałam okazję przeczytać związana jest z tą
trudną tematyką. Tematyką wojny i powojennej rzeczywistości,
która nie była piękna mimo zawieszenia broni.
Główną bohaterką
książki „Winne miasto” jest Matylda Neumann. Dziewczyna z
niemieckim akcentem, która pochodzi z Chwalimia i nazywa siebie
Wendyjką. Młodziutka dziewczyna przeżyła ogromną tragedię,
wojna odebrała jej bowiem rodziców, a o dalszej rodzinie słuch
zaginął i nie miała żadnych wieści. Matylda jest skazana na
łaskę Rosjanina, który uratował ją w od okrutnego losu.
Dziewczyna ogarnięta przerażeniem i rozpaczą jest bardzo zamknięta
w sobie i małomówna, ale jakoś próbuje przetrwać ten czas.
Niestety, szczęście jej wcale nie sprzyja. Mimo chwilowego łutu
szczęścia spotyka na swej drodze bezdusznych mężczyzn, którzy w
czasie wojny czują się bezkarni i pragną jedynie zaspokojenia
żądz. Po traumatycznych przeżyciach dziewczyna nie jest w stanie
wrócić do równowagi i nie może zaznać wewnętrznego spokoju.
Wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko niej...
Autorka książki
„Winne miasto” stworzyła literacką lekcję historii. W książę
tej w sposób bardzo dobitny i dosadny poznajemy prawdziwe oblicze
wojny i powojennej rzeczywistości. Powiem szczerze, że
rozpoczynając lekturę bardzo bałam się tej opowieści.
Kilkanaście przeczytanych stron spowodowało u mnie zaszokowanie
ogromem nieszczęścia bohaterów. Nieszczęścia, które było
opisane w książce, a które jak dobrze wiemy miało miejsce w
rzeczywistości na ziemiach polskich i nie tylko. Bałam się, że
nie będę w stanie przebrnąć do końca tej lektury, jednak powoli
wciągnęłam się w losy Matyldy i pozostałych bohaterów, którzy
pojawili się w książce. I tak oprócz głównego wątku Matyldy,
jej życia i przeszłości, autorka umiejętnie stworzyła połączoną
sieć historii różnych postaci.
Drugi tom z cyklu „Wendyjska
Winnica” to książka ciężkiego kalibru. Nie jest to odprężająca,
miła i łatwa lektura na jedno popołudnie dla duszy i umysłu.
Obrazy, które pojawiały się w mojej głowie po przeczytaniu
niektórych fragmentów bardzo wyraźnie przywoływały obrazy, które
faktycznie miały miejsce kilkadziesiąt lat temu. Z pewnością
„Winne miasto” spodoba się pasjonatom historii oraz wszystkim,
którzy nie boją się mówić i wracać wspomnieniami do trudnej
przeszłości. Książka ta jest pożyteczną lekcją historii,
ponieważ pojawiają się w niej ważne daty, wydarzenia i opisy,
które bez wątpienia pozostają na długo w pamięci. Cały ogrom
nieszczęść bohaterów, tragizm wydarzeń, obraz nędzy i rozpaczy,
który dotknął bohaterów tej książki wywołuje dreszcze i gęsią
skórę. To wszystko wydaje się niewyobrażalne i tak dalekie w
dobie konsumpcjonizmu, rozwiniętej technologii i wszechogarniających
zewsząd dóbr, do których dążymy w codziennym „wyścigu
szczurów”. Może warto się na moment zatrzymać i zastanowić,
czy w tym pośpiechu nie zapominamy o pielęgnowaniu historii i
kultury oraz tym, co w życiu jest ważne?
„Winne
miasto” z pewnością wywołuje różne refleksje i sprawia, że
człowiek zastanawia się nad swoim życiem. Książka na pewno warta
jest przeczytania mimo tematyki, która może wydawać się zbyt
trudna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz