4 kobiety, 1
mężczyzna, pies, kot i literacki świat. Autorzy, książki, wydawnictwa, blogerzy
i bohaterowie drugoplanowi. Historia, która pewnie w jakimś stopniu ukazuje
specyficzne środowisko tego kręgu. Kręgu „wzajemnej adoracji”.
Historia o
której mowa w książce „Wiedźmy na gigancie” to opis funkcjonowania środowiska
literackiego, w którym na pierwszym miejscu są książki. Książki lepsze i
gorsze, jak to najnormaniej w świecie bywa. Co jednym się podoba, drugim nie
musi, a o gustach się nie dyskutuje. Każdy ma prawo czytać to, co lubi i chce i
w kulturalny sposób wyrażać później na ten temat swoją opinię. Lektura podoba
się, lub nie, ale jedno wiem na pewno - ma sprawiać czytelnikowi przyjemność.
Miło jest, jeśli wzbudza pozytywne emocje, skłania do refleksji i zadumy. Jak
było w moim przypadku? Przeczytajcie tekst do końca.
Bohaterkami
książki są 3 kobiety, które pracują i tworzą świetny zespół znanej agencji
literackiej TERCET. Wspierane są przez tzw. „sekretarka” – jedynego mężczyznę w
tym zespole, który jako jedyny potrafi okiełznać wredne „wiedźmy” jak same
siebie określają założycielki swojej agencji. Do zgranej ekipy dołącza w
późniejszym czasie nowa dziewczyna, która szybko wkupuje się w łaski
wymagających kobiet. W ostatecznym rozrachunku mamy więc 4 kobiety i
„sekretarka”. Jeśli dodamy do tego psa i kota, które przewijają się dosyć
często w książce – zabawne sytuacje będą gwarantowane. Powstała „idealnie”
zgrana i funkcjonująca agencja zajmująca sie promowaniem interesujących książek,
która sieje postrach w środowisku autorskim, a w niektórych przypadkach nawet
respekt. Dlatego założycielki nazywane są przez siebie same i środowisko
literackie „wiedźmami”. Słyną ze swej surowości, rzetelności i pracowitości.
Uważają, że najlepiej wykonują swoją pracę, a pozostali nie mają z nimi szans.
Wszystko
układałoby się idealnie i świetnie prosperowało, gdyby nie jeden, natarczywy i
mocno upierdliwy dla wiedźm autor. Autor ten wielokrotnie i w bardzo
ostentacyjny sposób pragnął za wszelką cenę skupić na sobie uwagę wszystkich.
Albo na swoich dziełach, które średnio przypadały do gustu słynnym wszystko
„najlepiejwiedzącym” wiedźmom. Wszystkimi możliwymi dostępnymi sposobami
początkujący pisarz Adam próbuje przebić się do światka literackiego i stać się
„prawdziwą gwiazdą”. Jednak w życiu różnie to bywa, tak więc rozmaite przypadki
sprawiają, że jest to dla niego istna droga przez mękę...
Czy Adamowi
uda się „przebić” i osiągnąć swój cel? Do czego będzie zdolny ten niepozorny
początkujący autor, mający bardzo wysokie mniemanie o sobie i o tworzonych
przez siebie „dziełach”? Jak zniosą to impulsywne wiedźmy, które bardzo cenią
sobie uczciwość i wyszukaną literaturę na wysokim poziomie? Jeśli jesteście
ciekawi, sprawdźcie to sami i przeczytajcie książkę.
„Wiedźmy na
gigancie” to książka, o której zrobiło się głośno przez pewne podejrzenia, że
fikcja literacka jest prawdą. Rozpętała się burza w Internecie i na portalach
społecznościowych, tym samym robiąc szum wokół tego tytułu.
Mimo, iż na samym wstępie książki autorka napisała, że wszystkie postaci, o których mowa w książce są fikcyjne, to ja po lekturze książki odnoszę trochę inne wrażenie. Nie mnie osądzać i oskarżać, bo nie o to tu chodzi. W środowisku blogerów jestem stosunkowo od niedawna i nie znam relacji, jakie panują w tzw. „literackim światku”. Założyłam bloga z myślą o tym, aby dzielić się moimi wrażeniami na temat książek, które miałam okazję i ochotę przeczytać. Nie mam zamiaru wnikać, kto z kim współpracuje na promocję swoich książek. Śledztwa też robić nie będę bo szkoda mi mojego czasu i mam lepsze rzeczy do roboty.
Mimo, iż na samym wstępie książki autorka napisała, że wszystkie postaci, o których mowa w książce są fikcyjne, to ja po lekturze książki odnoszę trochę inne wrażenie. Nie mnie osądzać i oskarżać, bo nie o to tu chodzi. W środowisku blogerów jestem stosunkowo od niedawna i nie znam relacji, jakie panują w tzw. „literackim światku”. Założyłam bloga z myślą o tym, aby dzielić się moimi wrażeniami na temat książek, które miałam okazję i ochotę przeczytać. Nie mam zamiaru wnikać, kto z kim współpracuje na promocję swoich książek. Śledztwa też robić nie będę bo szkoda mi mojego czasu i mam lepsze rzeczy do roboty.
Generalnie
książka miała być zabawna i satyryczna, jednak ja do połowy lektury miałam mieszane
odczucia i niesmak. Podobały mi się niektóre dialogi, a pomysł ukazania
rzeczywistości specyficznego środowiska literackiego uznaję za ciekawy i
niebanalny. Autorka po części ukazała mroczne strony funkcjonowania tego
specyficznego środowiska ze swojego punktu widzenia. Jednak niektóre fragmenty
książki wydawały mi się zupełnie nie na miejscu. Pomimo mojego małego jeszcze
doświadczenia w blogosferze pewni, teoretycznie fikcyjni bohaterowie bez
problemu skojarzyli mi się z prawdziwymi osobami ze światka literackiego. Ale
to moje prywatne odczucia. Wiem jednak, że nie tylko ja mam podobne zdanie na
ten temat.
Sięgając po
tę książkę byłam ciekawa, co zastanę. Po tytule oraz okładce spodziewałam się
zupełnie czegoś innego niż miałam okazję przeczytać. W ostatecznym rozrachunku
mam mieszane uczucia wobec tej książki. „Wiedźmy na gigancie” jednocześnie
podobały mi się i nie podobały. W pierwszej połowie książki pewne skojarzenia, bardzo dobitny opis i
naśmiewanie się z osób, które ewidentnie kojarzyły mi się z prawdziwymi osobami
wzbudziły we mnie niesmak. Gdy już przez to przebrnęłam to druga połowa książki
była dla mnie przyjemniejsza. Myślę jednak, że książka ta może spodobać się tym
czytelnikom, którzy chcieliby poznać kulisy funkcjonowania środowiska
literackiego z przymrużeniem oka. Lektury książki nie odradzam, ale też nie
zachwycam się zbytnio nad nią.
Jeśli macie ochotę to
przeczytajcie „Wiedźmy na gigancie”, a po lekturze napiszcie, czy macie podobne
odczucia.
Przyznam szczerze, że z ciekawością czytam recenzję tej książki, ale co do jej przeczytania nie jestem do końca przekonana...
OdpowiedzUsuńTwardy orzech do zgryzenia z tej książki ;)
Usuń